niedziela, 28 lipca 2013

12 : I tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość






" Pierwszy kamień ciągnie za sobą lawinę
  O tej porze zwykli ludzie śpią jeszcze przez godzinę
  Ona bierze prysznic, strumień gorącej wody
  Z apteki w dłoni, garść testów ciążowych
  Policja wali do drzwi w środku nocy
  ktoś ściąga buchy ze spływającej kropli
  Opuszczasz głowę, ciało zlane potem
  Co za skurwysyn trzęsie tym kalejdoskopem?
  Burzowe chmury, którym nie ma końca
  Wyciskają z ulic ostatni promień słońca
  Trupia szpetota w oczach tłumi szczęście
  To oczodoły okien w zbombardowanym mieście
  Pęknie tama nieszczęść, wszyscy utoną
  Zasną na zawsze przykryci przeklętą wodą
  Ręce drżą, nie widzisz już świata ostro
  Nie musisz czytać gazet, wiesz jaki masz horoskop

  Wszystkich zgniłych sumień cmentarz
  Ciemna strona ludzkiego serca
  Nie wielu dotrzymuje tempa
  Jestem z Tobą, wyciągnięta ręka

  Motywy są jasne, intencje nie czyste
  Zawsze po stronie swoich, jakie to samotne miejsce
  Nie raz przy uchu zamiera słuchawka
  Dożylnie fatalizm w największych dawkach
  Dobry wieczór Polska, nadaje znowu z kraju
  Który nie radzi sobie z falą samobójstw
  Słyszę - Bóg tak chciał, rzadko dzięki Bogu
  To sprawy niezatapialne w alkoholu
  Pusty pokój, słuchasz mojego głosu
  Twój los staje się częścią mojego losu
  Tu gdzie czyści jak łza, jak serce Chrystusa
  Wychodzi zawsze od czarnego scenariusza
  Chciałbyś się pociąć, udajesz wariata
  Nie obiecuj sobie wiele po końcu świata
  Chociaż nadal noc, do góry głowa
  Wiem gorzkiej prawdy nie rozcieńczą słodkie słowa

  Wszystkich zgniłych sumień cmentarz
  Ciemna strona ludzkiego serca
  Nie wielu dotrzymuje tempa
  Jestem z Tobą, wyciągnięta ręka

  Możesz być dziś nikim dla całego świata
  Pamiętaj, dla niewielu jesteś całym światem
  Usta ludzi układają się w krzywiznę kłamstwa
  To prawda, lecz nigdy nie mów - życie chuja warte
  O kilka łez ubożsi liczymy na cud
  Za sterylnym parawanem czeka nas brud
  Fakty, wiem jak jest, dzieciak studzą
  Złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom
  Wymaga ofiar życie w okopach
  Jedno wiadomo - ponad wszystko honor
  Sami siebie pokonujemy przez nokaut
  I zostawiamy ziemię spaloną
  Wątpliwości odłóż na najwyższa półkę
  To Cie wypatroszy, nabije słomą jak kukłę
  Siła jest w Tobie człowieku,broń repetuj
  Na wieki wieków, na wieki wieków "



   Z perspektywy Patrycji: 

         Często słyszy się o porzucaniu dzieci, nie z powodu wstrętu do nich lecz bezradności. Bezradność wygrywa z nami w sposób dramatyczny. Zastanawiamy się jak mamy dalej żyć. Dziecko w młodym wieku, brak pracy - wszystko zwala się tak nagle. Z jednej strony cieszymy się, że będziemy rodzicami. Przecież cudownie jest patrzeć jak każdego dnia własny bobas wyrasta z pieluszki. Pierwszy oddech, pierwszy krok, słowo i wiele innych rzeczy, które świadczą o doświadczonym szczęściu. Druga strona jest taka, że jako młodzieńcy często robimy coś głupiego. Owszem, głupstwem nie są narodziny dziecka lecz decyzja, którą podejmujemy. Oddanie niemowlęcia do adopcji - być może tego nie chcemy, ale musimy? Mówią, że życie nie jest łatwe, zgadzam się z tymi pesymistami, ale przecież są inne wyjścia. Kiedyś na pewno będziemy żałować czemu tak a nie inaczej postąpiliśmy.  Uniosłam obolałe ciało w kierunku toalety, po chwili zatapiając ciało w letniej, wypełnionej po brzegi wodzie. Leżałam rozmyślając co będzie dalej, czy chcę poznać swoją matkę, brata czy ojca ? Ale, ale ja przecież kocham swoich obecnych rodziców pomimo tego, że mało czasu z nimi spędzam, rzadko ich widuję to i tak odgrywają ważną rolę w moim życiu. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć, mimo, że nie są już razem, nadal chcą bym była szczęśliwa. Dlaczego mi nie powiedzieli? Czemuż to gorzką prawdę usłyszałam od nieznajomej osoby, która okazała się być moją babcią? Chcieli mnie uchronić? A może tak po prostu bali się, że mogą mnie stracić, że zacznę szukać biologicznych rodziców.. Zaglądnęłam do znajdującej się obok
szafki, wyciągnęłam i odpaliłam papierosa. Po chwili płuca wypełniał dym, którym zaciągałam się - nie powiem dawało mi to odprężenie, ale nie całkowite. Nadal siedzą we mnie te uczucia, które tną od środka - moja dusza krwawi w wewnątrz. Ostatni raz zaciągnęłam się fajką, by potem wyrzucić peta. Zanurzyłam się  wypuszczając pod wodą powietrze. Gdy już się odświeżyłam, założyłam czarne, potargane getry,  białą koszulkę z napisem "koniec wizji dziękuję", która sięgała mi ponad pępek, czapkę pod kolor leginsów oraz ciemne tenisówki. Ubrałam jeszcze długi, zwiewny sweterek, ponieważ na podwórku wiał wiatr. Wysuszyłam włosy, zostawiają je w nieładzie. Oczy podkreśliłam grubymi, czarnymi kreskami a rzęsy tuszem. Zjadłam dwie kanapki z dżemem i wyszłam. Bez przyczyny plątałam się osiedlowymi uliczkami, które były przepełnione ludźmi. Każdy zerkał na mnie, sądząc, że pewnie tego nie zauważam. Spoglądali na  jak na "inną" - sądzę, że to dobre określenie dla osoby, która wyróżnia się wyglądem. Mocny makijaż, kontrowersyjny strój - i co mam się tym przejmować? Może dawniej by tak było, ale teraz mam to głęboko gdzieś. Szłam uśmiechając się sarkastycznie pod nosem, miałam dość osób oceniających już po wyglądzie. No a mówią, że współczesna młodzież jest niewychowana - bo niby mówią co leży im na sercu? Są szczerzy i innym to przeszkadza? Oczekują czegoś, z czego potem są niezadowoleni. Wiem, że udaję kogoś kim nie jestem, przecież dawna Patrycja była sympatyczna, uśmiechała się tylko przyjaźnie, malowała się lekko, nie ubierała się aż tak wyzywająco. Jednak tamtą Patrycję Nowak pożarł świat, zsyłając nową, która niby ma przeżyć w tym piekle. Zmieniłam się, by przetrwać w tym bagnie, teraz u mnie nie jest za kolorowo, a oszukując wszystkich, że jest w porządku, może kiedyś sama w to uwierzę? Kroczyłam ścieżkami, którymi szlajają się ćpuni - w sumie kiedyś wciągnęłam sobie niewielką ilość amfetaminy.. Podszedł do mnie niewysoki brunet - jak na moje oko mógł być w moim wieku. Ubrany w szarą bluzę, jeansy z kroczem i wysokimi adidasami. Od razu wiedziałam, że jest to diler. Cóż widać to było po jego zachowaniu, gdyż towar tajemniczo wyciągał spod bluzy, rozglądając się przy tym, czy ktoś nas obserwuje. -  Z uśmiechem podążał coraz bliżej mojej osoby. Stałam wpatrując się w jego każdy ruch. Kiedyś bym zwiewała w podskokach - aczkolwiek w tym momencie to ja przejmuję kontrolę nad strachem i zdrowym rozsądkiem, wrzeszczącym by wręcz krzyczeć uciekając a nie stać jak debil. Cóż, jestem debilką..
- Chcesz może działkę ? - odparł stojąc naprzeciw mnie. Bardzo dziwnie mi się przyglądał, prześwietlał mnie od samych butów do czubka głowy.
- Czemu nie, no ale hajsu nie wzięłam - wzruszyłam ramionami odchodząc. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstki, obracając delikatnie w swoją stronę. To był on.. Nie powiem serce zaczęło mi strasznie walić, gdyby się dobrze przyjrzał, można by było ujrzeć jak t-shirt delikatnie unosi się i opada gdy serce przyśpiesza tempo. Spojrzałam w jego ciemne oczy, które były hipnotyzujące. Wpatrywałabym się w nie wieczność lecz przerwał mi tę czynność mężczyzna.
- Jak dla ciebie.. Free - z wesołym wyrazem twarzy powiedział, wyciągając malutki woreczek narkotyków.
- Dzięki - odparłam chowając podarunek do kieszeni.
- Tak w ogóle jestem Mike.
- Patrycja - uścisnęłam wyciągniętą w moim kierunku dłoń.
- Jesteś stąd? Jakoś nigdy cię nie widziałem w tej okolicy choć bywam tutaj często - dodał marszcząc czoło.
- Może dlatego, że pojawiłam się w tym miejscu pierwszy raz? - oschle powiedziałam, wywołując śmiech towarzysza.
- No tak, tak.. - nie przerywał swojej sielanki.
- Yhmm - zaciskając kąciki ust, przytaknęłam głową. - Muszę już iść, jeszcze raz dziękuję i pa.
- Zobaczymy się jeszcze? - spytał z wymalowaną powagą.
- Prawdopodobnie - udawałam niedostępną. - W prawdzie wyjeżdżam, no ale kto wie, gdzie cię jeszcze spotkam - burknęłam śmiechem.
- Łohoho, powoli dziewczynko nie będę cię śledzić - zażartował kiwając palcem, jakby czegoś mi zabraniał. Szczerze mówiąc był fajny, nawet bardzo. Nie sądziłam, że znajdę "kumpla" z takiego otoczenia, może w końcu odbijam się od dna? No ale w sumie, mogę zagrzebać się głębiej..
- Jasne - podałam mu swój numer widząc jak wyciąga komórkę. Pożegnałam się, podążając w stronę domu. Zerknęłam na zegarek - dochodziła 17.00 no to sobie urządziłam wycieczkę.. Wyjęłam komórkę i moim oczom rzucił się spis nieodebranych połączeń. Mama, tata i jakiś nieznajomy numer.

Do Mama:
Nie mam teraz czasu - przepraszam. 

Od Mama:
Musimy porozmawiać, przyjdziesz do nas? Kocham cię.

Do Mama:
Dobra, dobra wpadnę jutro.. Ja ciebie też, ucałuj tatę. 

              Skąd się wzięła ta nagła czułość? Kocham ją, nawet ze świadomością, że to nie ona urodziła mnie. To oni byli ze mną od samego początku, to oni znosili moje humorki, otaczali opieką, miłością. Przecież było nam tak wspaniale i w prawdzie jest, bo wiem, że zawsze mogę na nich liczyć - nawet gdy nie są już razem tworzymy jedną, wspólną rodzinę. Przecież tata gdy znalazł sobie nową wybrankę mógł tak po prostu o mnie zapomnieć, no bo przecież nie jestem jego prawdziwą córką. Ale on tak nie postąpił, kocha mnie, oni na prawdę mnie kochają. Kilka kropel łez spłynęło po moim policzku - szybko je przetarłam by nie zostały czarne ślady od makijażu. Czując wibrację spojrzałam jeszcze raz na komórkę - znowu ukazał się numer tajemniczej osoby.
- Halo - pewna siebie rzekłam.
- Cześć Patrycjo, tutaj pani Basia. Przyszłabyś do mnie? Pogadałybyśmy.. - słychać było po jej słowach, że czuła się samotna. Nie dziwię się, zostawili ją tak po prostu. Prosiła mnie bym dotrzymała jej towarzystwa, więc... Czemu nie ?
- Oczywiście, będę za 10 minutek - odparłam uśmiechając się do siebie.
- Do zobaczenia - zadowolona powiedziała, po czym się rozłączyła.

        Po drodze zatrzymałam się jeszcze w barze, by coś zjeść. Wzięłam sobie kebaba na wynos, konsumując podążałam do mieszkania "babci". Tak, mam zamiar do niej tak mówić, ponieważ ze swoimi przyszywanymi dziadkami rzadko się widuję. Prawdę mówiąc tylko w święta, no ale może za mną nie przepadają. A ta kobieta? Jest taka miła, troskliwa - ma wspaniałe serce. Nie powiem, że na początku bałam się jej - dziwnie się mi przyglądała.. Jednak miała powody, w prawdzie jestem podobna do tej kobiety ze zdjęcia. Teraz do mnie dotarło, że tak na prawdę nikt przy mnie nie mówił kogo najbardziej przypominam. Przecież nie wyglądałam jak oni, mam inne korzenie.. Kończąc jeść posiłek stanęłam przed domem Barbary. Był piękny, zawsze lubiłam drewniane budynki. Ogród wypełniały czerwone róże, równo przycięte krzaki, fontanna. Za domem znajdował się taras, widziałam go gdy podchodziłam do mieszkania. No oczywiście zerkałam w różne strony, zwiedzając przy tym każdy kąt podwórka. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. W progu stanęła kobieta, która miała na sobie podomkę - no tak, prawie każda starsza osoba lubi w niej chodzić - pewnie jest wygodna. Przytuliła mnie, zapraszając do środka. Usiadłam na sofie w salonie, częstując się przygotowaną herbatą owocową. Małymi łyczkami piłam napój, czekając na kobietę, która po coś poszła. Wróciła z ogromną książką w dłoni ale gdy dobrze się przyjrzałam spostrzegłam, że jest to album. Po co go przyniosła? Przecież nie znam jej rodziny.. Usiadła obok mnie kładąc rzecz na moich kolanach.
- Otwórz - uradowana powiedziała. Tak zrobiłam. Ujrzałam ciężarną, kobietę o ciemnych oczach, która wraz z wysokim brunetem spacerowali po parku.
- Tam jestem ja? - dodałam zdziwiona.
- Tak - odparła. Czyli jednak to wszystko jest prawdą. Na zdjęciu są tacy szczęśliwi, więc dlaczego mnie nie chcieli? Czemu pozostawili, tak po prostu bez słowa i nawet nie próbują łapać jakiegokolwiek kontaktu.. Przewijałam strony, każde zdjęcie było związane ze mną, lecz jako niemowlę. W oczy rzuciło mi się ostatnie zdjęcie, które przedstawiał brunetkę trzymającą dziecko po porodzie. Miała łzy w oczach, w tle zauważyłam swoich obecnych rodziców, którzy byli szczęśliwi, ale i również mieli zaszklone oczy.

Ostatni raz z nami. Pamiętamy .. "

              Taki oto napis widniał z tyłu fotografii. Popłakałam się, Basia złapała mnie za dłoń, która mocno zaciskała.
- Nie płacz, oni cię kochają lecz.. - zawiesiła głos. Zapłakana popatrzyłam się na nią.
- Kochają? I dlatego mnie pozostawili? To był jakiś układ czy coś? Przecież byli tacy szczęśliwi, a gdy się urodziłam od razu płaczą? Ze smutku, że muszą mnie oddać, czy może, że szczęścia, że problem mają z głowy.. - przerwałam jej.
- To nie było tak.. Byłaś oczkiem w ich głowie, niestety podjęli decyzję, że muszą cię oddać do adopcji. Twoja obecna mama to bliska koleżanka Katarzyny, więc wiedziała, że u niej będzie ci dobrze. Wiedziała, że będą o ciebie dbać, że nie zrani cię tak jak ona.. - starsza pani również nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem.. - Bali się, że nie dadzą sobie rady, twój biologiczny ojciec nie miał wówczas pracy, byli młodzi.. Chciałam im pomóc ale nie mogłam, wtedy chorowałam i nie było mowy o wysiłku, więc podjęli decyzję. Do dzisiaj mam wyrzuty sumienia, przecież ja mogłam sobie już odejść, zostawiłabym przynajmniej ciebie szczęśliwą..
- Czasu nie cofniemy.. Owszem jest mi strasznie przykro, że dowiaduję się o tym w taki sposób. Jak widać skończyłam 18 lat i przez długi okres czasu okłamywano mnie. Prawdę mówiąc nie chciałabym jej znać, oczywiście bardzo panią polubiłam, ale teraz wszystko tak nagle się zwala i ja już na nic nie mam siły.. - wyszłam. Pędem biegłam do swojego mieszkania, który nie był jakoś daleko. Trzasnęłam wejściowymi drzwiczkami i znowu rzuciłam się na łóżko płacząc. Czułam się
fatalnie, to wszystko na prawdę mnie przerasta. Podkuliłam nogi, bujając się w przód i tył. Twarz schowałam w dłoń.. Tak, teraz mają ukochanego synka, którego woleli ode mnie. Wyciągnęłam woreczek z proszkiem, wciągnęłam trochę. Resztę rzuciłam w kąt pokoju. Położyłam się rozmyślając nad sobą. Nie dosyć, że popadam w depresję, to jeszcze wszyscy dają mi do tego powody. Nie pozwalają bym uwolniła się od złych myśli, które coraz częściej wędrują po mojej głowie, dając głupie rozwiązania. Przecież cięcie się jest głupstwem, ale.. Może pozwoli na chwilę uciec od rzeczywistości? Może faktycznie lepiej byłoby dla wszystkich gdybym po prostu zasnęła. Nie na chwilę - na wieczność. Włączyłam sobie mp3, klikając na pierwszą lepszą muzykę. Była to Miley Cyrus "Stay". Po raz kolejny sama zatapiałam się w łzach, które niepohamowywanie wypływały z oczu. Tęsknię za wszystkim co kiedyś miałam. Szczęście z Majką, kochająca rodzina.. Niestety teraz jestem sama i jak sobie mam dać rady? Zostać tutaj by nadal cierpieć ? A co jeśli nadejdzie dzień, w który to utonę przykryta słonymi kroplami łez. Czy ktoś będzie mnie wspominał ? Opłakiwał? Zapewne pozbędą się gromkiego problemu, a ja zakończę swoją tułaczkę - najlepsze wyjście..


" No więc, próbowałam żyć bez Ciebie
  Łzy spływają z moich oczu
  Jestem sama i czuję pustkę
  Boże jestem rozdarta od środka "
                            




Z perspektywy Majki:

        Przebudziłam się, spojrzałam - spałam w ubraniu?! A tak, tak.. Zasnęłam a Liam mnie przyniósł, wspaniały z niego przyjaciel. Teraz dostrzegam, że jednak są ludzie, na których można polegać. Jeszcze tylko odzyskam Patrycję i życie w końcu stanie się radością. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy związując je w koka, założyłam czarne getry, białą, długą i zwiewną koszulkę ze śmiesznym kotkiem oraz czarne tenisówki. Zeszłam na du, gdzie siedzieli wszyscy konsumując śniadanie. Przyłączyłam się do nich zabierając dwie kanapki, które z pewnością przygotował Niall - tylko on potrafi coś tak pysznego zrobić. Kończąc posiłek, wypiłam sok pomarańczowy i zaczęłam rozmawiać z chłopakami o ich jutrzejszym koncercie.
- A może tak chciałabyś się udać z nami ? - spytał Zayn.
- Przepraszam was, ale jutro przyjeżdża do Londynu Patrycja. Tak ta Patrycja .. - dodałam zanim Niall chciał mi przerwać.
- Nie szkodzi, to może kiedyś wybierzesz się razem z nią i Daniell, bo oczywiście wiemy, że wszystko między wami się ułoży - dodał ucieszony Liam.
- Z przyjemnością - zrobiliśmy grupowego miśka. Chłopcy pobiegli szybko po swoje rzeczy, ponieważ musieli jechać na próbę. W domu zostałam sama z Paulem - dobry moment na rozmowę.
Ostatni z domu wybiegł prawie leżący na ziemi - oczywiście potykał się o wszystko, Harry.  Poszłam do gabinetu wuja licząc, że właśnie tam go znajdę. Nie pojechał z nimi, ponieważ miał w dokumentach coś ważnego wypełnić. Nie pomyliłam się - mężczyzna siedział przy biurku, otoczony stosem papierów, z miną inteligenta czytając jakiś kontrakt. Zaraz po tym podpisał go odkładając na bok.
- Mogę ? - zapytałam pukając lekko w drzwi.
- Jasne, wchodź - rzekł z ogromnym uśmiechem. Właśnie to w nim najbardziej lubiłam.. Nawet gdy ciężko pracował znajdował chwilkę dla mnie, zawsze byłam kimś ważnym dla niego, często traktował mnie jak córkę, więc w połowie odczuwałam jak to jest mieć tatę. W prawdzie byli oni do siebie bardzo podobni, wpatrując się w rysy wuja można rzec, że są prawie jak bliźniacy.
- Moglibyśmy porozmawiać?
- Oczywiście, przecież wiesz, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć - wstał przytulając mnie. Usiadł z powrotem na poprzednim miejscu, natomiast ja usadowiłam się wygodnie w fotelu, naprzeciw Paula.
- Chodzi o Liama - bawiąc się palcami oznajmiłam. Wiedziałam, że to trochę głupie, ale strasznie się denerwowałam. Chciałam pomóc przyjacielowi, ale nie pragnęłam narzucać wujkowi co ma robić, przecież jest na tyle odpowiedzialny, że sam zadecyduje. Jednak nie zawsze ktoś czyjeś słowa przyjmie tak, jakbyśmy oczekiwali, więc trzeba z opanowaniem do tego podchodzić - zachować zimną krew.
- I Daniell Peazer tak? - szeroko otworzyłam oczy. Nie wiedziałam, że Payne porozmawia z nim, a na pewno to zrobił, bo skąd by niby wiedział jak dziewczyna się nazywa?
- Tak.. Przepraszam cię bardzo, że narzucam ci własne zadnie, ale nie mogę patrzeć jak bliski chodzi smutny. Przecież wiesz, że on ją naprawdę kocha, to nie jest zwyczajne zauroczenie. Nie możesz decydować za nich. To głupie jak ktoś mówi ci z kim ma się spotykać nie sądzisz?
- Być może moja droga lecz chcę ich dobra, również tej dziewczyny, przecież tabloidy ją pożrą, zniszczą.. - dodał unosząc brew.
- Chcesz ich dobra tak? To dlaczego zachowujesz się w ten sposób? Czy naprawdę nie widzisz jaki ból im zadajesz? A co by było gdyby to Zayn pragnął być ze mną? Nie dopuściłbyś do tego, bo jestem nikim?
- Nie jesteś nikim, jesteś wspaniałą osobą. Aczkolwiek również bałbym się o ciebie, bo Zay to bad boy i .. - przerwałam mu.
- I co zraniłby mnie? W tej chwili ranisz czwórkę podopiecznych, którzy traktują cię jak ojca, jaki dajesz przykład? Nie chcę być nie miła, ale dłużej milczeć nie będę. Innego wyjścia nie miałam, Dan to moja przyjaciółka jak i Liam i nie chcę byś ich ranił.
- Zdania nie zmienię, koniec kropka - uniósł się, że aż ciarki mnie przeszyły.
- Zawsze mówiłeś mi, że w życiu nie należy myśleć tylko o sobie. Trzeba pozwalać by miłość ogarniała każdego, bo jest tylko jedna szansa na milion, by uciec z tego świata, w którym marzenia giną, a jeśli się odbiłeś od dna tego piekła, to nie wracaj tu więcej, nie patrz, za siebie nie zerkaj. Mówiłeś, że miłość ponad wszystko - nie wolno jej niszczyć, wręcz przeciwnie..  Trzeba ją budować od podstaw. Kłamałeś ? - spojrzałam w jego oczy, które przepełniał smutek. Wiem, że go to zabolało lecz musiałam ukazać mu drogę, pokazać co mówi, a co czyni.. Nic nie odrzekł, wkurzona uderzyłam pięścią w kant biurka, nie powiem zabolało ale nie odczuwałam aż takiego bólu, ponieważ zdenerwowałam się.
 - Pamiętałaś - wymruczał. Niestety nie dane mi było wrócić bo chcę by wszystko dokładnie sobie przemyślał. Wyszłam lekko trzaskając drzwiami - nienawidzę, gdy ktoś rzuca słów na wiatr. Myśli, że gówniarz to zapomni? Grubo się myli, miałam wtedy 11 lat a pamiętam dokładnie co mi odrzekł. 
Poleciałam do pokoju, usiadłam na pufie, wzięłam laptopa i zalogowałam się na Facebook. Tak jak ostatnio siedziało wielu znajomych ale nikt nie napisał nawet głupiego cześć. No cóż z rozczarowaniem się nie minęłam. Wylogowałam się przełączając kartę. Przeskakiwałam ze strony na stronę i przypadkiem trafiłam na jakąś akcję pod tytułem "BUTTERFLY PROJECT ". Zdziwiła mnie strasznie, ponieważ polega na pomaganiu i wspieraniu osób ze skłonnością do samookaleczenia się. Rysujesz motylka w miejscu, w którym się ciąłeś, nazywasz go imieniem ważnej dla Ciebie osoby. Jeżeli przed naturalnym zniknięciem motylka, potniesz się- zabijasz go i ranisz tę ważną osobę. Po zniknięciu motylka możesz go odnawiać w nieskończoność. Nawet jeżeli się nie tniesz, również zachęcam do narysowania motylka, żeby pokazać innym twoje wsparcie. Jeśli to zrobisz, nazwij go po kimś kogo znasz, kto się tnie lub cierpi w tej chwili, i powiedz mu. To może pomóc. Gdy spotkasz osobę z motylkiem w jakimkolwiek miejscu - ponieważ mogą znajdować się tam, gdzie zadajesz sobie cierpienie lub po prostu narysujesz w mniej widocznym miejscu, pogadaj z nią albo dorysuj swojego motyla, na znak, że jesteś z tą osobą - wspierasz ją. Bez wahania wzięłam do ręki długopis i narysowałam na nogach dwa motylki, które zakryły moje strupy - zamieściłam napis "me" a na nadgarstku zamieściłam dwa kolejne z napisami : "Pat" , "M" - skrót od nazwy mama. Wiem, że je zraniłam i cierpią, więc nie zrobię tego po raz kolejny. Motylki na nodze muszę utrzymać jak najdłużej, by nie pociąć się - chociaż o tym nie myślę, to kto wie.
- O jej dochodzi już 22 ? - krzyknęłam zdezorientowana kiedy ujrzałam godzinę na ekranie.Tak mnie pochłonęło to rysowanie, że spędziłam cały dzień przed komputerem. Szukałam ile osób nosi takie motylki, zdjęcia ich wykonań i powiem szczerze, że to pomaga. Wiele osób uratowało się w ten sposób, a inni po prostu małymi kroczkami zaczynają w siebie wierzyć. Niektórzy mieli owada z napisem "ktokolwiek". Pomagajmy sobie wzajemnie, a wyjedziemy z tego syfu. Usłyszałam huki z dołu, więc banda musiała wrócić - to dobrze. Zleciałam po przytulając na dzień dobry każdego. Stęskniłam się za nimi, oczywiście Horan ubrudził mnie nutellą, bo jadł ją ogromną łyżką stołową.. Spojrzałam na Liama, który też konsumował tę słodycz lecz widelcem. Ostrożnie sięgał by głodomór nie dotknął go przedmiotem. Gdy było blisko ten dźgnął go widelcem, więc wkurzony blondas chciał go strzelić łyżką, ale brunet groził mu, że rozbije słoik i skończy się biesiada. Już się miałam pytać czy mu odbiło, ale wspomniałam sobie, że boi się łyżek. Poczęstowałam się kolejną kanapką, po chwili rozeszliśmy się po toaletach, by wymyć swoje zabrudzone ciało i kłaść się spać. Przebrałam się w piżamę i usadowiłam się na parapecie patrząc się na zewnątrz. Księżyc oświetlał całe podwórko. Drzewa poruszały listkami pod wpływem lekkiego wiatru, które szumiały.
- Proszę! - krzyknęłam słysząc pukanie. Zeskoczyłam z poprzedniego miejsca, stojąc gołymi stopami na drewnianej podłodze.
- Dziękuję !! - w ramiona rzucił mi się uradowany Li, który potrząsał mną w powietrzu.
- Za co ? Jak zaraz mnie nie postawisz na równe nogi zwymiotuję na ciebie - zrobiłam się zielona. Dopiero co jadłam i nie strawiłam pożywienia a ten już urządza mi rozrywkę. Szybko mnie odstawił odsuwając się na bezpieczną odległość.
- Mogę być z Dan rozumiesz?! - skakał jak małe dziecko, ledwo co zrozumiałam jego słowa, ale słysząc końcówkę zdania zaczęłam skakać z nim.
- Jeej, jak cudownie! Szczęścia !! - krzyknęłam, chłopak stanął, złapał mnie za dłonie mówiąc
- Nie zapeszaj ! - wybuchnęliśmy śmiechem. Ucałował mnie w policzek i wyszedł. Jej jednak moje słowa przyniosły efekty. Cieszę się, że wszyscy są szczęśliwi, teraz muszę przeprosić wujka bo jednak trochę przesadziłam i podziękować za zmianę decyzji - zrobię to jutro, bo pewnie teraz śpi.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku, by zasnąć jednak ktoś znowu wparował do pokoju. Zaczął skakać po moim łożu, że aż ja podskakiwałam choć twardo przyciskałam ciało do pościeli. Znowu było mi niedobrze. Zepchnęłam tego kogoś, z hukiem uderzył o podłogę.
- Sorka, ale prawie puściłam na ciebie pawia - zaśmiałam się widząc przerażoną minę Harrego.
- Jutro biba, normalnie pierdolnięcie będzie takie, że wy-kurwisz z papci, jak by Ci ktoś tipsem hemoroida skrobał - wstał i zaczął tańczyć makarenę.
- Coś wypił ? Z jakiej niby okazji?  - uniosłam brwi.
- Nic maleńka. Jak chcesz możemy coś gulnąć Liam się pochwalił wieścią. - dodał poruszając zalotnie brwiami.
- Rzuciłam w niego poduszkę, dla Liama coś gulnę - serio, takie słówka ? Ten człowiek mnie psychicznie rozwala. Zaśmiałam się, gdy chłopak zwiewał dalej opowiadać o bibie, która i tak się nie wydarzy, bo mają koncert. Jednak procenty robią swoje. Widać było że popił, gdyż ledwo co wyszedł z mojego pokoju. No cóż niech robi co chce. W końcu udałam się w krainę Morfeusza.







-----------------------------------------------------------------------------

Jeeeej już 12 rozdziałek. Przepraszam, że taki krótki, ale pisałam go dzisiaj od rana, ponieważ padła mi wcześniej myszka i nie miałam czasu kupić, no ale braciszek wczoraj przyjechał i przywiózł. Dziękuję za 6000 wyświetleń !! Kocham, kocham ;* . Mam nadzieję, że dział się podoba - opowiedz w komciu, będzie mi miło ;> . Co do tej akcji z  " BUTTERFLY PROJECT "- sama biorę w niej udział i mam już dwa motylki. Mam nadzieję, że coś pomogą, chociaż czuję się lepiej, wiedząc, że ktoś nosi moje imię w motylku jako wsparcie - tak, koleżanka nosi ;). Także wiem, że jednak ktoś o mnie myśli. 

Do następnego kochani.
Pozdrawiam.


Zostaw ślad misiek ; * 

czwartek, 25 lipca 2013

The Versatile Blogger + informacja




Dostałam nominacje do The Versatile Blogger 

http://one-direction-love2.blogspot.com/
http://love-of-accident.blogspot.com/
http://opowiadanie-1d-lilly.blogspot.com/
http://przyjaciele-to-wszystko-co-mam.blogspot.com/




Dziękuję wam bardzo <3
Dostałam pięć nominacji, ale fakty o sobie, nominowane blogi zawrę w jednej całości.


Zasady:

1. Podziękować osobie, która cię nominowała.
2. Pokazać na blogu nagrodę  The Versatile Blogger.
3. Ujawnić 7 faktów o sobie.
4. Nominować 15 blogów, które według ciebie na to zasługują.
5. Poinformować nominowanych.

***
Nagroda:








***

Fakty:

Tak na prawdę kompletnie nie wiem co napisać, gdyż należę do grona osób, które nie za bardzo przepadają o sobie mówić.. Ale coś tam wydukam. 

1.
Uwielbiam język niemiecki jak i angielski - takie moje zamiłowanie, by kiedyś opanować oba języki, póki co ogarniam dopiero niemiecki.
2. Gdy mam doła najczęściej słucham Piha "Zgniłych sumień cmentarz" czy Flipsyde "Someday"
3. Dawniej byłam odważna, nic i nikt nie mógł mnie powstrzymać. Niestety z czasem to odchodziło i teraz w takiej jakby bojaźni kroczę po tym świece.
4. Licząc i wierząc w innych umierałabym każdego dnia. Miałam przyjaciół lecz teraz tak po prostu poszli sobie. Jest mi dobrze, nie muszę widzieć kłamliwych twarzy.
5. Mam tylko dwie zaufane osoby, które jeszcze mnie nie pogrzebały - kuzynkę i koleżankę niedawno poznaną - nowa szkoła..
6. Lubię porozumiewać się z kimś niebanalnym językiem łącząc wypowiedzi z różnego rodzaju wierszami, cytatami.
7. Milczeniem odpowiadam, przecież to taki piękny język..


Tak, tak wypowiedzi o mnie są bezsensu, ale coś musiałam napisać..

***

Nominuję: 



 
Informacja:

Zapewne liczyliście na rozdział. Przepraszam bardzo, że jeszcze się nie ukazał, ale zapewniam, że pojawi się w sobotę lub niedzielę - w weekendy mam czas. Ogólnie na początku sierpnia będę miała więcej czasu, więc szybciej ujawnią się posty i zacznę pisać na przód. Oczywiście planuję mały wyjazd i wówczas nastąpi przerwa. Nie z powodu weny - mam jej aż nad, nawet mam zapiski nowego bloga - ale nadejdzie ten czas, teraz chcę poświęcić całą siebie tylko temu blogowi.  Ostatni miesiąc wakacji - trochę chcę odpocząć od mojego realnego świata, w którym kolorowo nie jest. Jeżeli masz jakiekolwiek pytanie, śmiało zapytaj pod tym postem w komentarzu - odpowiem. Jeszcze raz dziękuję za nominację od Pauly Kasser oraz Little Malik. Zapraszam do wyrażenia opinii na temat rozdziału 11. Awwwr dziękuję wszystkim czytelnikom, komentującym, obserwującym za wszystko.


***

Znalazłam cudowny film o marzeniach, który idealnie opowiada w połowie historię Majki. Nie tylko opisuje jej zdarzenie lecz motywuje do lepszego życia. Wszystkie słowa są skomponowane tak, by po prostu wywołać ciarki i łzy wzruszenia.






PS: Kliknijcie by film odtworzył się na YouTube i jak jest pasek z powiększeniem obrazu, jakość.. to obok nich jest pasek : Napisy - kliknij i wybierz Polski. Przetłumaczy ci na język, którym się posługujesz, bo tutaj nie chce mi zamieścić przetłumaczonej wersji.  


Pozdrawiam. 

niedziela, 21 lipca 2013

11: Przemilczenia dzielą bardziej niż nieobecności







" Zmiany lecz o tym musicie zdecydować sami,
  Bo od czasu, do szczęścia trzeba próbować iść innymi drogami.
  Zmiany ty pracuj nad tym co dzień, aby przerwać zły sen, oddzielić ziarno od plew.

 To ja i ja to moja medytacja, wewnętrzna interakcja, pozytywna sytuacja.
  I kolejna nowa myśl się w twojej głowie rodzi, podejmij decyzje, aby wiedzieć co robić.
  Możesz postępować tak jak ja i rzucić wszystkie nałogi pewnego dnia,
  Bo jeśli jesteś 24 na h, wtedy bardzo trudno jest ci odróżnić dobro od zła.

  Zmiany lecz o tym musicie zdecydować sami,
  Bo od czasu, do szczęścia trzeba próbować iść innymi drogami.
  Zmiany ty pracuj nad tym co dzień, aby przerwać zły sen, oddzielić ziarno od plew.

  Zmiany potrzebne są ci , kiedy czujesz, że przetracasz czas
  Kiedy czujesz ze twoje życie to jeden wielki teatr.
  A w tym teatrze, role klauna znowu odgrywasz,
  Kiedy czujesz, że sam sobie nie możesz spojrzeć w twarz.
  Nie możesz dopuścić, aby twoje życie zamieniło się w iluzoryczny trans.
  I tylko trans!
  Musisz zaobserwować, gdzie kończy się twoja autentyczność, a zaczyna się lans.
  I tylko lans!

  Zmiany lecz o tym musicie zdecydować sami,
  Bo od czasu, do szczęścia trzeba próbować iść innymi drogami.
  Zmiany ty pracuj nad tym co dzień, aby przerwać zły sen, oddzielić ziarno od plew.

  Tak trudna do odczytania jest mapa twego serca.
  Lecz musisz studiować ją, aby rozpracować to, która droga jest lepsza "





            Moje starania szły na marne. Poduszka nie ułatwiała sprawy, mimo że teraz uderzałam nią w śpiącego Harrego, który gada przez sen. Niall o dziwo już przestał, tylko ta oferma nadal się na mnie rozpychała.. Kurwa, za co? Wkurzona wzięłam do ręki latarkę i ruszyłam w kierunku wyjścia. Nie mam bladego pojęcia, która jest godzina, aczkolwiek ciemność ogarniała cały las. Gdyby nie blask księżyca oświetlający wszystko nie zauważyłabym, że lewa noga blondasa jest na polu. No co za ciołek - nawet nie chciało mu się zasunąć zamka. A co jakby ktoś nas napadł? Komary, mrówki - głupi ma szczęście w nieszczęściu. Wyszłam na zewnątrz, chwyciłam jego stopę i jednym ruchem schowałam w głąb namiotu. Nie wiem co mu się śniło, ale uderzył we mnie dłonią wytrącając lampkę, która zgasła. Jak dobrze, że jest pełnia, szybko odnalazłam zgubę. Podnosząc ją skojarzyłam, że popsuła się upadając. No fajnie, ciekawe czym sobie teraz będę świecić - chyba oczami. Humorek nadal mi dopisuje, chociaż w tej sytuacji nie powinien. Dłonie drżą ze złości, oczy samowolnie zamykają się a ciało przeszywają dreszcze wywołane chłodem. Zaraz, zaraz przecież jak wczoraj udałam się do namiotu Danielle spała - to gdzie ona teraz jest. Stałam całkiem rozkojarzona intensywnie myśląc. Musi to wyglądać zabawnie, ponieważ zawsze gdy próbuję udawać "inteligentną" rysy twarzy zamiast w poważne zamieniają się w śmieszne. Zmarszczone czoło, uniesiona jedna brew, lekko uchylone kąciki ust lub zęby zaciśnięte na wargach. Na pewno Liam się nią zajął - kiwałam głową. Cholera czy ja czasem nie gadam sama ze sobą? - nadal marszczyłam czoło. Jestem strasznie ciekawa czemu "bohaterek" nie poznał jej. Dan była tak zszokowana jego reakcją, że nie odważyła mu się podziękować. No ale nie dziwię się jej - liczyła na coś innego. Strasznie mi szkoda dziewczyny, opowiadała jaki to jest uprzejmy, ładny i w ogóle. A tutaj? Owszem urodę posiada, wychowanie również, ale czy nie wypadałoby czasem pamiętać czyny z przeszłości. Bynajmniej dla kogoś są one ważne, tak jak dla Peazer, która długo czekała na tę chwilę, nie przypuszczając co się wydarzy. Jeszcze dzieli z nim miejsce noclegu, każda  minuta - baa.. SEKUNDA będzie dla niej szkołą przetrwania. A czemuż to? Po jej wypowiedzi o nim stwierdziłam, że tak po prostu zabujała się w brunecie. Krótko-ścięty chłopak moim zdaniem jest obojętny co do niej. Muszę ją jakoś zająć by nie zadręczała się nim. I jak mam pogodzić się z myślami krzyczącymi obelgi w moją stronę? To ja ją tutaj ściągnęłam, postawiłam w takiej a nie innej sytuacji. Ukazałam, że myśl o cudownym wybawicielu wcale nie była prawdą. Wróciłam do pomieszczenia, gdyż było bardzo zimno. Oczywiście laluś zadomowił się w moim śpiworze i teraz za bardzo nie mam gdzie spać. Usiadłam na podłodze po turecku, splatając ręce. Nagle głowę podniósł zaspany Niall.
- Czemu nie śpisz? - spytał widząc smutną mimikę twarzy.
- Bo nie mam za bardzo gdzie? - oschle powiedziałam wskazując palcem na pozostałego lokatora. 
- Wskakuj do mnie, pomieścimy się - dodał z uśmiechem. Nie powiem, że trochę mnie zaskoczył. Myślałam, że popatrzy sobie i pójdzie dalej kimać a tutaj..
- Przecież się nie pomieścimy - dwie osóbki w nie za szerokim śpiworze? Powodzenia..
- Nawet nie spróbowałaś a już zrzędzisz. Jakbyś nie zauważyła jesteś jeszcze chudsza ode mnie. Także nie obawiaj się, damy radę - zapewniał. Zaśmiałam się, kładąc tuż obok blondaska. Na całe szczęście teraz to on leżał obok lokersa. A jednak miał rację, było miejsce, nawet jeszcze zbyteczne.
- Dziękuję - odparłam obracając się w przeciwnym kierunku niż chłopak.
- Ee tam, będzie mi ciepło - machnął ręką i poszedł spać. Uczyniłam to samo, gdyż nie było jeszcze świtu.

                 
            Ciemnowłosa kobieta wędrowała w stronę ogromnego, beżowego domu. Często spotykała tam swoje przyjaciółki. Idąc podskakiwała z radości. Stanęła przed furtką, która była otwarta. Mijała wyrastające z ziemi krzewy i rożnego koloru kwiaty. Widać, że ktoś dbał o te miejsce, gdyż wszystko na co zerkała rosło dumnie, ukazując swoje piękno. Zapukała do drzwi lecz nikt nie otwierał, postała dziesięć minut i postanowiła wejść do środka. Chwyciła za klamkę, lekko ją przekręcając. Znalazła się w salonie, ponieważ było to pomieszczenie, które znajdowało się centralnie od wejścia. To właśnie tam dziewczęta przesiadywały plotkując, popijając herbatę, bo blondynka i brunetka nie przepadała za kawą. Jedynie kędzierzawa lubiła pić kofeinę. Nałogiem jasnowłosej był nikotynizm, chciała z nim walczyć, lecz zawsze przegrywała, gdyż w stresujących sytuacjach zapalała jednego, mówiąc, że nie zaszkodzi - do czasu.. Wołania dziewczyny rozchodziły się po całym budynku, czyżby nikogo nie było? Przecież dzień wcześniej umawiały się by porozmawiać. Od długiego czasu nie zamieniły słowa.. Osiemnastolatka powolnym krokiem podążała schodami. Każdy kolejny krok dudniał coraz to głośniej, pomijając fakt, że trwał wiecznie. Zaglądała w każdy pokój, z wielkim hukiem wparowywała, sądząc, że coś jest nie tak. Na moment straciła nadzieję, że czegokolwiek się dowie, słysząc ciche popłakiwanie otrząsnęła się i pobiegła za ich dźwiękiem. Płacz dochodził z toalety, bez wahania otworzyła drzwi. W środku znajdowała się blond włosa dziewczyna, ubrana w piżamę. Obrócona była tyłem do gościa, słysząc skrzypienie drzwi szybko zwróciła się w kierunku
błękitnookiej. Brunetka patrzyła na nią z zdziwieniem, bo nie wiedziała dlaczego zalewała się łzami. Nagle wypuściła coś z dłoni, upadło mijając nagie stopy. Przepraszała, ale za co? Przecież jest cała, mimo tego, że trzyma się za nadgarstek, z którego coś swobodnie wypływa. Blada twarz, sine usta - tak wyglądała gdy było jej słabo. Dziewczyna stała zdekoncentrowana nie wiedząc co się dzieje. Nie przypuszczała, że zrobi sobie krzywdę. Upadła uderzając głową o płytki, wówczas zauważyła dwie mocne cięcia żył. To z nich sączyła się duża ilość krwi. Wokół dziewczyny gromadziła się czerwona plama, koleżanka podbiegła krzycząc do niej - nie ze złości lecz z bezradności. Wyjęła komórkę dzwoniąc po pogotowie. Osiemnastolatka nie dawała oznak życia. Leżała na podłodze nie ruszając się, dziewczyna sprawdziła tętno, niestety...


            Cała mokra obudziłam się, moje ciało oblały krople potu, powieki nie były zmęczone a po mimo to drgały, usta wyrażały lęk. Rozglądnęłam się i ujrzałam, że chłopcy nadal śpią, czyli nie krzyknęłam. Kolejny koszmar z cięciem, co się dzieje? Czemu ten ukazywał przyszłość? Kurwa przecież tam była Patrycja, ja a trzecią dziewczyną na pewno była Danielle. Chciałam przerwać i coś powiedzieć, jednak sen dobiegł końca.. Wszystkiemu bezradnie się przyglądałam, co jeżeli tak się stanie? Nie może, nie dopuszczę do tego.. Przecież ona umarła - usiadłam po turecko z otwartymi ustami. Bałam się, cholernie się bałam. Te sny, jakby prorocze chcą coś mi ukazać, może przed czymś ostrzec? Cala zapłakana zerknęłam na komórkę, która wskazywała 9.30. Przebrałam się w czarny t-shirt z napisem "NIRVANA" , leginsy, które przypominały skórę geparda, ponieważ pokrywały je cętki. Założyłam jeszcze czerwone tenisówki, czapkę z daszkiem i czarną bluzę, gdyż poranek nie należał do ciepłego. Wilgotnymi chusteczkami przemyłam twarz, malując się na nowo. Wyciągnęłam z tornistra "Frutinę" - płatki te można jeść bez mleka. Wypiłam sok pomarańczowy  i wyszłam na zewnątrz. Postanowiłam się trochę przewietrzyć, więc wyruszyłam na spacer. Podążałam wąską ścieżką, która prowadziła w głąb lasu. Świergoty ptaków rozpromieniały całą moją wycieczkę. Promienie słońca próbowały przedostać się przez grubą warstwę wyrastających z ziemi drzew.
Widząc sarenkę uśmiechnęłam się. Stanęłam w miejscu by ich nie przestraszyć. Owszem nie była sama, ponieważ wędrowała z młodymi, dbała o ich bezpieczeństwo. Przecież zwierzęta również mają uczucia, malutkie, drobniutkie ssaki pokładały całą nadzieję w matce. Wędrowały za nią nawet na oślep, beztrosko wierzyły wiedząc, że na niej się nie zawiodą. Przypomniałam sobie o wszystkich sytuacjach z mamą.. A przecież kiedyś było tak pięknie, a teraz? No niby jest w porządku, ale to pozory, bo gdy byłabym nadal w Polsce kłóciłybyśmy się. Chyba w połowie dobrze zrobiłam wyjeżdżając, nie ranię kochanej rodzicielki. Jest szczęśliwa i to jest najważniejsze.No ale Patrycja.. Kurwa jak mi jej brakuje, muszę coś zrobić, muszę.. Powolnym krokiem oddalałam się od zwierzątek, by nie wywołać złości matki młodych. Widząc mnie zawalczyłaby w ich obronie.. W sumie to nie są dziki czy coś podobnego, no ale nigdy nie wiadomo. Lepiej dmuchać na zimno - jak to mówią. Zauważyłam, że część znajomych powstawała - spała jeszcze tylko Dan. Reszta jadła śniadanie, które przyrządził Horan, przecież to on ma te swoje zakamarki z ukrytym pożywieniem.
- Gdzie to się szwendasz? - podpytywał Harry widząc jak próbuję niezauważalnie przejść na polanę po przeciwnej stronie namiotów.
- Byłam na porannym spacerze  - dodałam poruszając ramionami.
- Tęskniłem - powiedział ze smutną miną. Spojrzałam na niego spod byka, czasami mnie wkurzał. W sumie robi to często..
- Spoko, dobrze wiedzieć. Idę się jeszcze przejść, zaraz wrócę - powiedziałam kierując się prosto.
- A śniadanie ? - krzyknęli za mną. Oczywiście laluś nie, bo przecież był zajęty przeczesywaniem swoich loków. W prawo, lewo, tył - bidulek nie mógł się zdecydować. 
- Dziękuję, jadłam - odkrzyknęłam podążając nadal.


               Stanęłam na środku łąki, która przybierała złotawy kolor. Wszystko już przekwitało, więc widoki były przepiękne. W tyle las, który skrywa wiele tajemnic a na przodzie ogromna polanka, która była tylko kwintesencją wszystkiego. Dróżka pokryta drobniutkimi kamyczkami, lekkie zachmurzenie w oddali dodawało tylko uroku. Skrzyżowałam ręce, wdychając świeże powietrze, zamyślona stałam prawie w centrum. Powracały do mnie poranne myśli. Ten dom we śnie nie był ani mój, ani Pati, więc do kogo należał?  Nagle poczułam czyjeś ramiona oplatające moje ciało. Wzdrygnęłam się momentalnie obracając przy tym.
- Przestraszyłeś mnie - powiedziałam szeptem widząc Zayna.
- Przepraszam, nie chciałem - zrobił smutną minkę. Poklepałam go po policzku i nadal przyglądałam się trawie, którą wicher delikatnie rozwiewał.
- Co ciekawego oglądasz ? - podpytywał.
- Świat,  piękny ale zarazem okrutny świat.. - odpowiedziałam nie odwracając się w jego stronę.
Chłopak wyciągnął papierosa i zaczął wciągać dym do płuc.
- Nie wiedziałam, że palisz .. - odparłam.
- Mój nałóg.
- Wiesz, że możesz z nim walczyć? Wszystko można pokonać, zwłaszcza taką małą błachostkę.
- Bardzo dobrze o tym wiem, no ale jest to strasznie trudne. Ciężko jest mi wytrzymać durnego dnia bez fajki.. To jest jak pierwszy dech małego dziecka, gdy zacznie - nie przestanie. Aczkolwiek do życia tlen jest mu potrzebny, mi nikotyna nie, lecz po prostu wciągnęła mnie.. - westchnął.
- Zawsze trzeba zrobić pierwszy krok. Z czasem uświadomisz sobie jak głupie jest palenie. Niszczy cię od środka, powolnym krokiem uśmierca.. Niektórzy nie radzą sobie ze samym sobą, niektórzy nie mogą pokonać własny nawyk - bąknęłam. Zawsze jest pora aby wszystko odmienić, pozwolić by czas na nowo zaczął się. Nie ma szans, że poprzednie sekundy naszego życia powrócą, więc żyjmy tak jakby każdy kolejny dzień był naszym ostatnim. Naprawmy wszystkie złe relacje, przebaczmy tym, którzy pastwią się nad nami. To oni mają najciężej, bo gubią się w rytmie życia. Nie wiedzą gdzie jest początek - gdzie koniec.. Kiedyś złapią balans tej gry, ale czy to nie będzie za późno, myślmy, bo sentencje nie bolą. Mimo, że czasem słowa zadają cierpienia ograniczmy je. Pozostańmy w ciszy, która pokaże nam ster, przejmie kierownicę. Skręcisz w prawo, lewo - powie ci.
- Wracamy ? - spytałam idąc w kierunku namiotów. Chłopak chwycił mnie za dłoń, przyciągając do
siebie. Stykaliśmy się czołami, oddechy równały się sobie. Wzrok skierowałam na jego czekoladowe oczy, które pochłaniały. Dopiero teraz zauważyłam jakie są cudowne.. Staliśmy tak przez chwilę, gdy nagle nasze usta chciały się połączyć. Trzymał splecione dłonie z moimi. Już prawie doszło do pocałunku, jednak przerwała nam Danielle, która nie wiadomo czemu była troszkę zestresowana. Szybko oderwaliśmy się od siebie, a dziewczyna patrzyła na nas zdziwiona.
- Co się stało? - przerwałam trwającą ciszę.
- Mogłabym porozmawiać z tobą w cztery oczy? - powiedziała patrząc na Malika, który nad trzymał moją dłoń.
- To ja was zostawię, poplotkujcie sobie - dodał odchodząc do pozostałych z zespołu.
- Czy wy ..?
- Nie, no coś ty  - przerwałam jej.
- Więc? - kontynuowałam.
- Patrycja przyjedzie pojutrze, zmieniła zdanie, no a ja się zgodziłam, co miałam powiedzieć? - mówiła przejęta.
- Im szybciej tym lepiej. Muszę ją przeprosić, nie możemy dłużej tego tak ciągnąć. Czyli, że wracasz do domu? - dodałam smutna.
- Niestety, przepraszam Cię, ale i tak miałam to zrobić. A teraz przynajmniej mam dobrą wymówkę - spuściła wzrok.
- Liam ? - jedyny powód, który przyszedł mi na myśl.
- Tak.. Unika mnie, nie rozmawia ze mną. Przecież nie zrobiłam mu nic, nie wiem dlaczego tak się zachowuje. Nie jestem niczemu winna a dostaję największe manto. Jeszcze dzielę z nim namiot, no lepiej być nie może.. - zauważyłam łzy w jej oczach.
- Kurcze czy on na prawdę o Tobie zapomniał? W prawdzie sama nie pojmuję dlaczego tak się w stosunku do ciebie zachowuje.. - chwyciłam dziewczynę za dłoń. Może on się w niej zakochał i jest mu ciężko. Wiem, że Paul nie lubi skandali, no a związek gwiazdy ze zwykłą osobą? Dopiero by się wkurzył. Pogadam z nim, muszę zadziałać.
- Kocham go, tak po prostu.. Wtedy, gdy ocalił mnie przed tym zbirem, przecież ten ktoś mógł mnie zabić. Wówczas poczułam dziwne motylki w brzuchu a wypieki wymalowały się na twarzy. Chciałam go lepiej poznać, spędzić trochę czasu - podziękować. Ale on zwyczajnie sobie poszedł, jakby musiał to zrobić.. - z trudem nabierała powietrze. Było jej ciężko, nie dziwę się. Rozkochać kogoś w sobie jest łatwo, ale zapomnieć? Nawet gdyby chciała nie mogłaby, wracały by do niej te myśli, wspomnienia, które nie umierają.
- Wiem, że jest ci ciężko, jestem z tobą, wszystko się ułoży zobaczysz - zapewniałam. Przytuliłam ją
do siebie. Wtulona w moje ciało nadal cicho łkała. Jednak po woli przestawała, przecież musi dojść do siebie. Czasami pierwsze spotkanie może nam oznajmić, czy to właśnie jest to, czego od dawna tak szukaliśmy, czy chcemy brnąć w to dalej, czy tylko ironicznie przetrwać każdą kolejną minutę z nadzieją, że to wszystko zaraz się skończy i nie będziemy musieli się dalej ze sobą męczyć. Początki są zawsze dziwne. Nie wiesz co możesz oczekiwać od drugiej osoby, co ona może Ci dać. Poznawanie jest uciążliwe, nieprawda? Niekiedy nie możemy otworzyć się całym sobą przed drugą osobą, bo boimy się akceptacji. Ale gdy pierwsze spotkanie przysporzy nam taką pewność, że wszystko dobrze się potoczy? Że będzie “happy end”? I już inaczej się żyje. Tylko obawy…obawy, że coś pójdzie nie tak. Danielle i Liam muszą sobie dać trochę czasu. Z dnia na dzień będę pojmować, że tak na prawdę coś dla siebie znaczą. Jestem tego pewna, będę trzymać za nich kciuki. Miłość jest namiętnością. Wytrąca z równowagi. Gubi rytm. Zaburza spokój. Zmienia wszystko. Przewraca świat do góry nogami. Wywraca wszystko na lewą stronę, zachód zmienia w południe, a północ we wschód, to, co złe, w dobre, każe otwierać serce bez warunków. W takim obłąkaniu cierpienie i lęk są niezauważalne. Paradoksalnie, bez nich miłość nie ma sensu. Podałam jej chusteczkę, posiedziałyśmy jeszcze chwilę, gdy kędzierzawa była gotowa do powrotu, wróciłyśmy. Dziewczyna poszła do namiotu pakować się, usiadłam w środku mulata i krótkowłosego. 
- Nie teraz - wyszeptałam do bruneta, który zbierał się w stronę swojego namiotu. Wiedziałam, że chciał z nią porozmawiać, ale to na prawdę nie jest najlepsza pora na spotkanie się z Danielle oko w oko, mimo, że chce dobrze mógłby narobić ogromnego zamieszania. Nie wiadomo jak odebrała by jego słowa.. Mimo, że czas często nie naprawia niczego to i tak należy się każdemu. Aby chociaż pobyć w samotności i zastanowić się czego tak na prawdę chcemy. Li popatrzył na mnie smutny, usiadł w milczeniu wpatrując się w ziemie. 
- Dzwonił Paul - ciszę przerwał Horan.
- Czego chciał ? - dodałam zdziwiona, coś się stało? Od razu przypomniałam sobie o moim koszmarze.. 
- Prosił byśmy wrócili wcześniej, bo mamy mieć ważny wywiad - bawiąc się komórką odparł Lou.
- Kiedy ? 
- Jutro mamy być w studiu, więc dzisiaj wracamy.. - powiedział przygnębiony Niall. Chciał jeszcze zostać, no w prawdzie jak każdy z nas - prawie.. Podeszłam do chłopaka i przytuliłam go.
- Kiedyś tu wrócimy, nie smutaj - dodałam rozbawiona. Również było mi przykro, że tak szybko trzeba się zbierać, no ale przecież nic nie trwa wiecznie, mogłam to przewidzieć.
- Także zbieraj manatki, bo zaraz jedziemy - oznajmił ucieszony Harry, który był już gotowy.
- Jak rozumiesz słowo zaraz? Ty już jesteś spakowany ? Woow - kiwałam głową w zadziwieniu. Usiadł w samochodzie i czekał na pozostałych. Chyba mu się tu nie podobało, bo za bardzo nie miał gdzie się przeglądać, no tafla wody w sumie była. Ruszyliśmy do namiotu, zapakowaliśmy rzeczy do bagażnika i usiedliśmy na wolnych miejscach. Siedziałam obok Louisa i Danielle. Tym razem kierował Liam, przy którym siedział śpiący loczek. Zayn i Niall siedzieli przed nami - również spali.
W prawdzie otwarte oczy miałam tylko ja, Liam z racji, że kierował i towarzysz siedzący po mojej prawej. 
- Co się dzieje? - Lou cicho spytał.
- Nic.. 
- Widzę, że coś jest nie tak, przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć - odrzekł szeptem. Wiem, że mogę na nim polegać, kocham go jak własnego brata. Jako pierwszy z całego zespołu przywitał się i próbował porozmawiać. Mimo tego, że wiele razy go odtrącałam on powracał z myślą, że może mi już przeszło. Miał rację, bo w głębi duszy pękałam z radości na samą myśl, że tyle dla niego znaczy, że po prostu jestem ważna. 
- Danielle zakochała się. Nie wiem czy z wzajemnością.. - rozmawialiśmy w ciszy, by Li nie słyszał, w sumie było to niemożliwe, bo na uszach miał słuchawki i nawet ja siedząc dalej od niego słyszałam czego słucha..
- Z czasem się przekona. Niech zgadnę, w Liamie się podkochuje? - dodał pewny siebie.
- Skąd wiedziałeś ? - zerknęłam na niego z zadziwieniem. Przecież ja mu tego nie powiedziałam, a Dan - oni się wcześniej nawet nie znali.
- Któregoś wieczora Payne wrócił wkurzony do domu. Powiedział mi wtedy, że spotkał wysoką, szczupłą dziewczynę, o pięknych ciemnych oczach, kręconych włosach i ciemnej karnacji. Jak widzisz opis się zgadza do twojej przyjaciółki.
- No tak, ale co ci powiedział? - byłam ciekawa jego wersji.
- Wracał się do domu po wizycie u kolegi i usłyszał jakieś krzyki. Szybko pobiegł to sprawdzić, a widząc mężczyznę, który wyrywa kobiecie torebkę nie zważając na niebezpieczeństwo pomógł jej. Niestety torebki nie odzyskał, nie widział twarzy zbira, więc prawdę mówiąc był bezradny. Chciał prosić ją o numer, lecz odszedł. Bez żadnego słowa sobie poszedł. Mówił, że kędzierzawa chciała mu coś powiedzieć, ale..
- Dlaczego to zrobił? - próbowałam się dowiedzieć wszystkiego, bo póki co mówił prawdę.
- Oczywiście ja bym tego tak nie zostawił, jednak to jest nasz Daddy i nie chce pakować się w żadne skandale. Dostaliśmy od Paula zasadę, że nie możemy się w nie pakować. Oczywiście chłopaczyna namawiał twojego wujka by mu odpuścił, no ale nie. Wiesz no, ona nie jest sławna, a wujaszek sądzi, że musimy być w związku z jakaś sławą by nie wkurzać fanów. Sam osobiście do tego się nie dostosuję, no ale pan idealny nie łamie reguł.. - Szeroko otworzyłam oczy. Nie sądziłam, że mój własny wujek, który sam nie raz mi powtarzał bym nie patrzyła na chłopaka ze strony materialnej lecz zerkała co nosi w środku duszy. A teraz? Takie reguły, no jego chyba pogięło.
- Ojj, ja już sobie z nim porozmawiam - odparłam. 
- Możesz próbować, ale wątpię, że coś wskórasz, chociaż.. - puścił do mnie oczko.
- Co?
- Widzę nową miłość - rzekł śmiesznie ruszając brwiami.
- Niby kto? - uniosłam jedną brew.
- No ty i Malik, przecież widać jak go do ciebie ciągnie. Twój wujek powinien zmienić zasadę, chce dla ciebie jak najlepiej, więc.. Szturchnęłam go w ramie.
- Pierniczysz .. - zaśmiałam się. Całą drogę rozmawiam z Lou, coraz więcej dowiadując się o nim. Na podwórku było ciemno, oczy same kleiły się. Dotrwałam do momentu gdy Dan miała wysiadać, pożegnałam się z nią, uściskałam, ucałowałam. Kątem oka widziałam, jak Liaś zerka na nią, on również ją kocha. Dlaczego mają to skrywać? Oparłam głowę o ramię Louisa i odpłynęłam.


Z perspektywy Liama:

  To ona, to na prawdę jest ona. Wczoraj nie poznałem jej, ale dzisiaj? Z każdą kolejną sekundą uświadamiam sobie, że to jest ta dziewczyna. Dlaczego zawsze muszę być posłuszny, zakochałem się a w miłości można łamać reguły. Boję się konsekwencji, ale zawsze można zaryzykować. Dla niej.. Pamiętam tamtą noc, jakby wydarzyła się wczoraj.  

         Wracałem pustymi uliczkami od Josha. Jest to mój stary kumpel. Dwie przecznice od naszego domu usłyszałem krzyki. W mgnieniu oka poleciałem sprawdzić, nie wiadomo co się dzieje, ale zawsze trzeba stawać w czyjeś obronie. Nie unosić się honorem, tylko ukazać prawdziwego siebie. Ujrzałem jak umięśniony facet szarpie się z młodą kobietą. Niby było ciemno, ale lampa świeciła wprost na nich. Stanąłem w jej obronie widząc jak chowa za sobą scyzoryk. być może nie chciał go użyć ale trzeba być zawsze ostrożnym. Facet uciekł, niestety nie widziałem jego twarzy, gdyż nie skupiałem się na takich szczegółach. Widziałem przerażenie w oczach dziewczyny, stała jak wryta, w ręku został jej pasek od torebki, bo biedna wypuściła ją z dłoni a on ją zabrał i zwiał. Chciałem prosić ją o numer, by porozmawiać, bo nie powiem spodobała mi się ale wtedy przypomniałem sobie słowa Paula i głupi odszedłem bez słowa pożegnania. Durny byłem, wiem.. Nadal mam obraz bezbronnej dziewczyny. Długie, opalone nogi, ciemna karnacja, kręcone włosy sięgające do łopatek, przepiękne ciemne oczy i wysportowane ciało. 

 Dojechaliśmy na miejsce, a cała banda spała, łącznie z Majką. Musiałem wszystkich zaprowadzić do pokoi. Z pomocą przybiegł mi Paul, który zgraną Zayna, Louisa, Nialla. Natomiast ja najpierw położyłem do spania Harrego, a potem wróciłem się po Maję. Słodko spała, wziąłem ją na ręce.
- Pójdę sama, przecież jestem ciężka - w połowie drogi brunetka obudziła się.
- No coś ty przecież dam radę, śpij.. - dodałem z uśmiechem na twarzy. Strasznie ją polubiłem. Nie lubi nas jako sławę lecz po prostu uważa nas za zwykłych przeciętnych ludzi. Widzę jak ciągnie do niej Malika, pasowali by do siebie. Ucałowałem ją w policzek, okryłem kocem i wyszedłem. Zauważyłem, że Paul również uporał się już, więc postanowiłem z nim pogadać. Zszedłem do salonu, usiadłem obok niego.
- Widzę, że czegoś chcesz - dodał ze śmiechem. Zawsze lubił sobie żartować, nawet w nieodpowiednich momentach.
- Pamiętasz jak opowiadałem ci o tej sytuacji  z tą dziewczyną. Czy na prawdę nie mogę się z nią spotykać? Przecież ona nie jest jakąś tam przeciętniutką kobietą. To jest na prawdę cudowna osoba. Nie rozumiesz, że się zakochałem. Mógłbyś chociaż raz przymknąć na to oko, zawsze robiłem to czego chciałeś.. - skrzyżowałem ręce.
-  Widzę jak o nią zabiegasz, ale paparazzi zrujnowali by ją. Robię to dla waszego dobra, nie możemy pozwolić sobie na skandal. Wystarczy, że wszyscy sądzą iż Harry Styles i Louis Tomlinson jest parą homoseksualistów. Sorry, ale zdania nie zmienię.
- Wiesz, że jestem pełnoletni i tak czy tak zrobię swoje. Tak zawsze patrzysz na swoje dobro, bo my to już się nie liczymy. Jesteś naszym menadżerem kurwa, a nie Bogiem.
- Liam.. -
- Nic już nie mów - przerwałem mu. Wiem, że za ostro go potraktowałem, no ale wyprowadził mnie z równowagi, ona na prawdę wiele dla mnie znaczy i co mam od tak o niej zapomnieć. To nie jest takie proste. Wparowałem do pokoju i położyłem się na łóżku.. 


Z perspektywy Patrycji: 

          Cały czas zastanawiałam się nad tym, czemu kobieta na fotografii była aż tak do mnie podobna. Może to tylko zbieg okoliczności? Ludzie często przypominają nam kogoś, może i teraz zbyt pochopnie wnioskuję? Przecież nie możemy być spokrewnione, w życiu jej nie widziałam.
Z rozmyśleń wyrwał mnie szept kobiety. Oglądnęłam się i ujrzałam panią Basię. 
- Myślałam, że sobie poszłaś - położyła dla mnie na stoliku obok talerz kanapek i herbatę. 
- Dziękuję pani bardzo, przepraszam za bezczelne wtargnięcie do pokoju, ale nie chciałam pani budzić i tak po prostu udałam się tutaj.
- Nic nie szkodzi. Jedz, by mieć siłę - powiedziała uśmiechając się. Przez ten cały czas, gdy spożywałam Barbara patrzyła się na mnie. Nie powiem peszyło mnie to.
- Piękna fotografia. Czy to pani jest na tym zdjęciu? - wiedziałam, że to nie ona, no ale nie będę się aż tak głupio wypytywać o rodzinę, bo może nie chce o niej rozmawiać? Kto wie jakie relacje ich wiążą- 
- Nie to moja córka. Niestety mieszka w Londynie ze swoim synem Joshem, który jest rok straszy od ciebie - opowiadała mi ze szczegółami o nich. Nie wiem po co, ale z uwagą słuchałam. Dowiedziałam się, że jest to 36- letnia Katarzyna Nowak, która przeprowadziła się tam, gdyż tutaj coś przykrego ją spotkało. Zdziwiło mnie jej nazwisko, no spoko, każdy może je mieć, no ale to już robi się dziwne. Sześćdziesięciolatka nadal z uwagą mi się przyglądała.
- Jesteś do niej podobna.. Cała mama - powiedziała nadal uśmiechając się. Zszokowana otworzyłam szeroko oczy. Co ona plecie?
- Pani mnie chyba z kimś pomyliła - zaczęłam się bać. Złapała mnie za dłoń, wzdrygnęłam się. Ujrzałam kawałek papieru - okazało się, że jest to akt urodzeń - mój..
- Skąd..
- Jestem twoją babcią, a kobieta z fotografii to twoja biologiczna matka. Przepraszam, że mówię ci to w taki sposób ale na moment zobaczenia ciebie czekałam całe wieki. Jak widzisz mam już kupę lat i pragnę poznać wnuczkę - przytuliła mnie, gdy popłakałam się. Wybiegłam szybko z mieszkania nie słuchając krzyków starszej pani. Nie miałam jej niczego za złe, ale bolały mnie te wszystkie kłamstwa. 18 lat żyłam w obłudzie, jestem sierotą? Moja własna matka mnie porzuciła myśląc, że będzie mi lepiej tak jak jest obecnie? - dobre sobie.. Wyjęłam komórkę i zadzwoniłam do Peazer. Najpierw musiałam pousuwać nieodebrane połączenia od "rodziców" i Majki, nie miałam ochoty na pogawędki. Chciałam jak najszybciej stąd zwiać..
- Cześć, czy mogłabym po jutrze przyjechać? - próbowałam regulować wydechy, by nie słyszała sapu, wywołanego płaczem.
- Jasne, coś się stało? - zatroskana spytała. 
- Nie.. Do zobaczenia, pa.  - rozłączyłam się. Wiem, że pewnie mam mnie za idiotkę, że jestem nachalna, ale nie chcę wyczekiwać tych dni, wiedząc, że będą wiecznością. Nadal nie mogę pojąć tego wszystkiego. Jak to jest możliwe.. Oczywiście wiele słyszałam o takich sprawach, ale nigdy nie
sądziłam, że mnie to spotka.. Wyciągnęłam papierosa i zapaliłam. Kilkakrotnie zakrztusiłam się, ponieważ nie mogłam uregulować oddechów. Ręce drżały, powieki czarne od kredki, a z oczu sączyły się łzy połączone z kolorem ciemnego tuszu. Nie skończyłam palić papierosa, ponieważ rozpadało się. Byłam cała przemoczona, pędem pobiegłam do domu, przekręciłam kluczyk od drzwi i weszłam do środka. Wleciałam do pokoju, trzasnęłam drzwiami i pogrążyłam się w samotności..
Płakałam przez ten cały czas do momentu kiedy zasnęłam.  

"Ciemność, pustka, załamanie - ściga mnie potwór zwany życiem.
Plecie swą ogromną pajęczą sieć i tylko czeka na bezbronną osobę.
Zbyt słabą by się bronić - złapał mnie, świat.
Wgryza się we mnie jak zaplątaną w sieci muchę, pożera mnie, wgryza się oraz głębiej i głębiej.

Nie widzę już jasności - nadzieja prysła.
Płomień zgasł, a świat wgryza się we mnie.
Pożera mnie w całości.
Do granic - Ja już nie istnieję... "








-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Skomentuj ;)

Tak o to przed nami dział XI - wow, aż sama nie wierzę, że to już 11 post..
Takiego przebiegu pewnie nikt się nie spodziewał. No ale cóż, planowałam rozkręcić więcej akcję i jest. Mam nadzieję, że dział się podoba. Dziękuję za wszystkie komentarze, wejścia. 
Przepraszam za błędy, które mi umknęły. Pozdrawiam i zapraszam do pozostawienia opinii.


Dziękuję za wsparcie, kopa, motywację.
Do następnego. 

Chętnie odpowiem na pytania, także nie bój się pytać.
Jeżeli chodzi o przemyślenia, również podziel się nimi w komentarzu. 
Wspólnie przebrniemy przez napływające sentencje. 



wtorek, 16 lipca 2013

10 : Nigdy nie przytulaj obojętnością





" Mówią mi, że wszystko będzie dobrze, wystarczy poczekać
   Wiesz, że dotrzesz tam pewnego dnia
   Sącząc Jim Beam'a, ok
   Dostaniesz to pewnego dnia
   wtedy zacznij następny wiersz, no wiesz
   Szukając tego innego szczytu
   Przestań, albo jeśli będę musiał kraść to zacznę kraść
   Zabiję albo zostanę zabity
   Mam sakiewkę w kieszeni
   Przytomnie krzycząc wyrzucam ją
   Wiesz, że i tak to stracimy pewnego dnia
   Próbujemy trzymać wszystko razem, ale diabeł jest przebiegły, więc ja umrę, ty umrzesz, umrzemy
   pewnego dnia, któregoś dnia, tak odpowiadam

   Pewnego dnia wzniesiemy się na tym wietrze, sam wiesz.
   Pewnego dnia zatańczymy z tymi lwami
   Pewnego dnia uwolnimy się z tych kajdan i znów zaczniemy latać.

   Próbuje kłamać, lecz to nie ja, lecz to nie ja
   Próbuje patrzeć, lecz nic nie widzę
   Nie mam już odwrotu bo zaszedłem za daleko i nie mogę iść naprzód, bo jest zbyt ciężko
   W dzień i w nocy, to zawsze ta sama rzecz
   Na polu, w bloku, to zawsze ta sama gra
   Jak w rzeczywistości, jeśli się zatrzymasz, przestaniesz czuć ból, lecz bez bólu nic nie osiągniesz
   Poprawiasz i zmieniasz się, i to wszystko wygląda źle, i próbujesz się utrzymać, jednak
   przewracasz się w tył,
   Czołgasz się, ślizgasz, i zjeżdżasz w dół
   teraz chcesz zrobić lepszy start na szczyt
   wiec zachowam duszę i zginę z podniesioną głową
   Całkiem sam, w nocy, na cmentarzu

   Pewnego dnia się uwolnię, i nikt już nie będzie próbował mnie zabić za to, że jestem sobą
   Pewnego dnia wzniesiemy się na tym wietrze, sam wiesz.
   Pewnego dnia zatańczymy z tymi lwami
   Pewnego dnia uwolnimy się z tych kajdan i znów zaczniemy latać.

   Jeśli się dowiesz jak to jest
   Zobaczysz, że nie jest takie proste
   Nie przestawaj, póki nie osiągniesz celu
   Stąd gdzie stanąłeś, lub zacznij od nowa
   Mówiłem, postaraj się trochę bardziej i zobaczysz kim masz być
   uwierz w swoje sny
   Które widzisz, kiedy śpisz "







         Obolałe ciało uniosłam w kierunku toalety, by odświeżyć się. Wysuszyłam włosy formując w koka, pomalowałam oczy tuszem, kredką a usta lekko szminką. Założyłam na siebie czarne leginsy, granatową koszulę oraz pantofle. Udałam się z powrotem do pokoju kładąc na łóżku. Wszyscy jeszcze śpią, więc na chwilkę również się zdrzemnę. Miałam jeszcze spakować najpotrzebniejsze rzeczy, bo przecież dzisiaj jedziemy pod te namioty. No ale zrobię to zaraz, przecież nic się nie stanie jak kimnę sobie na parę minutek. Prawdę mówiąc nie chce mi się tam za bardzo jechać, no ale słowo zostało wypowiedziane i nie chciałabym ich zasmucić, bo przeze mnie nie pojechali by. Mieliśmy siedzieć w domu i gnić? Wolę być pogryziona przez komary, podrapana przez różnego rodzaju krzaki niż nudno spędzać czas tutaj. Wystarczyły sekundy bym zasnęła.

     Pomarańczowy pokój, ozdobiony kwiatami a w nim dwie piętnastolatki, które rozmawiają o świecie. Na zewnątrz rozpętała się burza wraz z wichurą. Wysoko usadowione konary drzew stukały o okno. Coraz głośniej, wywołując u dziewczynek lęk. Samotnie spędzały czas w domu, rodzice byli z bratem panny Homles na urodzinach jego kolegi. One wolały zostać, mówiąc, że nie są już dziećmi. Ale powiedzmy sobie szczerze, że każdy z nas ma garstkę dzieciństwa, która z dnia na dzień coraz więcej uwydatnia się. Brunetka cała się trzęsła, gdyż wcześniej oglądały przeróżne horrory, a teraz tak jakby przeżywają podobne sceny. Pewna siebie pieguska otuliła ją, dając przy tym do zrozumienia, że nic im nie grozi. Rozmawiały, nie widząc zmiany pogody na lepsze. Jedna z dziewczynek udała się do salonu w celu poszukiwania "złej" rzeczy. Przetrząsnęła wszystkie szuflady, gdy już zwątpiła ujrzała przedmiot spoczywający na jednej z szafek. Nastolatka była niska, więc stanęła na taboreciku, jednym ruchem zgarniając żyletkę do ręki. Była ona schowana, aczkolwiek czegoś na prawdę pragnąc często możemy to otrzymać z własnej woli, nawet gdyby była to ostatnia nasza rzecz trzymana w dłoni - dajmy upust i tym złym myślom, niech i one poczują się chciane. Prędko pobiegła do poprzedniego miejsca siadając tuż przy boku niebieskookiej. Zerkała na nią z lekkim przerażeniem ale i ciekawością. Po co jej te ostrze ?  - zadawała sobie pytanie. Dostała odpowiedź, widząc jak dziewczyna bez większej skrupuły nacina powierzchnię skóry. Gdy odczuła towarzyszący przy tym ból otworzyła okno wyrzucając sprawcę. Opuściła głowę wbijając wzrok w prostą linię, z której wydobywała się czerwona ciecz. Nie zrobiła sobie większej krzywdy, ponieważ ogromnie bała się tego co poczuła. Smutna usiadła lekko trącąc ramieniem zakłopotaną koleżankę. 
- Co ci odbija ? - krzyknęła wyrywając towarzyszkę z transu. Popatrzyła się na nią, wzięła z szuflady lepiej i nakleiła na nacięcie. Rana nie była duża ale krew krew spływała w coraz to większych ilościach
- Mi ? - zdziwiona spytała.
- A komu niby ?! Dlaczego szpecisz sobie dłonie ?! W ogóle co Ci tak nagle przyszło na myśl, by sobie przeciąć żyły ?! - uniosła się, zaciskając pięści ze zdenerwowania.
- Kto powiedział, że chciałam popełnić samobójstwo? Przecież nie nacięłam żył, tylko lekko musnęłam skórę.. - bezproblemowo odparła. 
- I tak to zrobiłaś.. Powiedz mi dlaczego ?! To jest głupota. - zmieniła ton mówienia na odrobinę spokojniejszy.
- Widziałaś w jednym z horrorów tę rudowłosą dziewczynę, ubraną w czarny, potargany sweter, białe spodnie z dziurami na kolanach i gołych stopach?
- Jako, że była na samym początku to zauważyłam ją. Połowę filmów drzemałam i obudziłam się gdzieś pod koniec, który akurat był najgorszy ..- burknęła. 
- Streszczę Ci to co przespałaś - z uśmiechem powiedziała. - Rodzice już dawno ją opuścili, a wiesz dlaczego? 
- Emm .. Nie za bardzo - dodała smutna. 
- Mama bardzo często powtarzała jej, że ludzie, którzy mają skaleczone nadgarstki to anioły. Nie lubią życia na ziemi. Nienawidzą patrzeć na czyjeś krzywdy. Ten świat ich niszczy, więc próbują znów wrócić do nieba. Są zbyt wrażliwi na ból innych i ten własny. Mówiła, że cięcie nie boli, tylko samo życie w tym bagnie uśmierca krok po kroku człowieka - brunetka w rozpuszczonych włosach przerwała jej.
- Wiesz, ma bardzo mądrą mamę.
- Owszem, też była aniołem i wróciła już do domu. Zabrała ze sobą wszystkich prócz niej - kontynuowała lecz nastolatka nadal wchodziła jej w słowa.
- Biedulka.. 
- Niestety .. Jej matka stwierdziła, że kiedyś się tam dostanie, jednak najpierw musi trochę pooglądać okrutny świat lecz jak już zwątpi w cokolwiek , będzie tęsknić, gdy wszyscy o niej zapomną i zacznie umierać z głodu bądź samotności niech podejmie decyzje czy również jest aniołem. To nie jest proste - świadomość musi do niej krzyczeć by się ratowała, żeby wracała tam gdzie jej miejsce. Musi usłyszeć z głębi własnego serca - " jesteś aniołem ". Chciała powiedzieć jej coś więcej lecz dusza odeszła. W wieku dziesięciu lat żyła na własną rękę. Błąkała się samotnie bo nikt o niej nie wiedział. Zapomnieli, że w domu państwa Czekaników było dziecko. Żadna placówka nie zainteresowała się tą sprawą.  Dziesięciolatka codziennie przeżywała więcej niż ktokolwiek na tym świecie. Płakała każdego dnia, wypytywała siebie co ma robić, słuchała co w jej głębi gra. Zabijała by mieć coś do spożycia. Może i jadła ludzkie mięso ale nie zaznała innego smaku. Nikt nie ukazał jej jak ma postępować, każdego dnia zamieniała się w łowczynię. W dzień spała - w nocy wybierała się na łowy. Istniała nadal oczekując na ten wyjątkowy moment, który ciągle nie nadchodził. Sprawę wzięła w swoje ręce.. Znalazła kawałek szkła i ze złością przecięła żyłę. W szybkim tempie wypłynęła krew, dziewczynka traciła przytomność, cztery lata czekała na ten moment. Również odeszła. Będąc po drugiej stronie spojrzała w niebieską bramę, która pokryta była złotem. Widziała stojącą mamę - minę miała smutną. Nastolatka zadawała sobie pytania dlaczego się nie cieszy, przecież jest aniołem. Kobieta w podeszłym wieku podeszła mówiąc
- Miałaś czekać na odpowiedni moment.. - ze łzami odparła. Dlaczego płakała? Czemuż to nie przepełniała jej euforia? 
-  Który nigdy nie nadchodził ?! Wolałam przejąć stery i udać się z własnej woli w te miejsce - uniosła się.
- Nie nadchodził bo Ty nie byłaś zwykłym aniołem. Nie jesteś taka jak my, twoje miejsce było na ziemi. Być może zabijałaś ludzi, ale tylko tych, którzy ze świadomością mordowali niewinnych, gwałcili dzieci, dusząc drobniutkie ciała. Ty byłaś ich ochroną, teraz gdy jesteś tutaj świat upadnie - piegowata dziewczyna spojrzała na kumpelę, która miała łzy w oczach ze wzruszenia. Było jej przykro, że dopiero teraz ta malutka istotka dowiedziała się po co tak na prawdę żyła.
- Kurcze szkoda, że taki film przespałam - z żalem powiedziała.
- No widzisz co straciłaś - uśmiechnęła się.
- A więc Ty chciałaś sprawdzić czy jesteś tym aniołem? Może słyszałaś wołania ?! - wystraszona mówiła.
- Nie głuptasku, pragnęłam tylko dowiedzieć się o fakcie, że takie cięcie nie boli. Myliłam się bo gdy lekko przycisnęłam ostrze do skóry i przeciągnęłam czułam jakby coś mnie rozrywało. To na prawdę zadaje niesamowity ból, jednak anioły tego nie czują, one są stworzone by z nim walczyć. Są również takie osoby, które tną się by dać upust emocjom. Wydaje mi się, że głupio postępują.. Ale to moje zdanie, a istnieje wolność słowa, więc .. 
   
      Cała mokra wybudziłam się. W szybkim tempie podniosłam ciało, rozglądając się po pokoju. A więc to był tylko sen ale dlaczego śniło mi się coś co się już wydarzyło? Przecież wszystko było ukazane tak idealnie jakby ktoś inny nas obserwował przepisując wszystko na kawałek kartki. A teraz ? To ja stałam i wpatrywałam się w to co czyniłyśmy. Prawdę mówiąc w czyny Patrycji, która faktycznie nacięła lekko skórę. Mówią, że sny są prorocze, śniąc o czymś co już miało miejsce powinniśmy uważać, bo coś się może zdarzyć. No ale niby co ? Leżałam owinięta różową kołderką na boku nadal rozmyślając nad tym wszystkim, nie słysząc przy tym kroków w moją stronę. Ktoś delikatnie szturchnął mnie w ramie, jednak tak się wystraszyłam, że spadłam z łóżka na podłogę.
- Auuu - burknęłam leżąc na podłodze. Spadając próbowałam złapać się parapetu, aczkolwiek dłoń chwyciła się doniczki, która spadła na mnie. Na całe szczęście była plastikowa, lecz cała zawartość wybrudziła bluzkę i częściowo spodnie. Jedna noga położona była poziomo na panelach, druga natomiast znajdowała się na łóżku wplątana w kołdrę. Próbowałam wyjąć nogę ale moje starania szły na marne, ponieważ zaplątywała się coraz bardziej.
- Cholera jasna ! - krzyknęłam kopiąc uwięzioną nogą. Słyszałam śmiechy, więc wiadomo, że cała zgraja wszystko widziała.. Po chwili podbiegł do mnie Liam z Zaynem - w samych bokserkach a mi było tak głupio i na pewno miałam buraka na gębie.. Brunet podniósł mnie z zimnej powierzchni a mulat starał się wydostać moją nóżkę. Widziałam ucieszonego Harrego - czyli to on, który jak wszyscy był w majciochach. Niech tylko poczeka aż znajdziemy się w tym lesie zobaczy wtedy, że zemsta jest słodka. Z satysfakcją uśmiechałam się w jego stronę, widząc, że wie co mi chodzi po głowie minę zmienił na wystraszoną. Być może starał się to ukryć lecz zbytnio mu to nie wychodziło. Buchnęłam śmiechem, gdy zwiewał w podskokach. Usłyszałam huk, który równał się z kulą od kręgli, gdy uderza wszystkie. Horan i Louis polecieli za dźwiękiem sprawdzając co się stało, a ja wybuchnęłam śmiechem bo przecież wiem, że ten idiota zaorał matę, gdyż był w samych skarpetkach a schody są z drewna, które często są polerowane i pech chciał, że było to wczoraj. Na dodatek zapomniałam założyć dywaników, więc mam stuprocentową pewność iż to on leży obolały. Chłopcy postawili mnie na nogach przyglądając ze śmiechem.
- O co wam chodzi ? - zdziwiona dodałam.
- Jak słodko wyglądasz, gdy jesteś wymazana w ziemi - odparł Zayn.
- Nawet twarz, no nie mogę - śmiał się Li.
- Gdzie? - krzyknęłam.
- Na czole i policzkach - śmiesznie poruszając brwiami w kierunku mulata powiedział.
- Zaczęłam wycierać się dłońmi uświadamiając sobie, że teraz dopiero jestem cała wymazana. Osz ten podszedł mnie, a ja głupia mu uwierzyłam. Zaczęli się strasznie śmiać - na moich policzkach wymazały się rumieńce.
- Zaraz was dorwę! - huknęłam biegnąc w ich kierunku. Skurczybyki szybko uciekali, jednak  zapomnieli o "czystych" schodach. Również byli w skarpetkach, gdy Malik złapał się poręczy Li uderzył w niego spychając go z nich. Ten złapał się jego głowy i polecieli razem, przywalając loczka, którego zbierali chłopcy. Widząc toczących się przyjaciół szybko odsunęli się, by nie wpadli na nich. Na samym końcu był dywan - nic takiego się im nie stało, przecież to tylko dziesięć schodów.. No w prawdzie dla mnie to mało, bo potrafiłam stoczyć się z dwudziestu i wyszłam bez szwanku. Hazza leżał rozłożony jak placek, na nim Zay, który po drodze zgubił skarpetkę - jednak nie.. Znajdowała się ona w rękach przestraszonego Liasia, siedzącego na nich tyłkiem, który najprawdopodobniej był tak skołowany, że łapał się czego popadnie. Wnioskuję to po nodze czarnowłosego, którą trzymał brunet w dłoni. Blondas i Tomlinson zbierali się ze śmiechu. Sama osobiście płakałam widząc jak to " gustownie " krótkowłosy usadowił się na nich. Zeszłam na du, podchodząc próbowałam im wstać ale gdy widzieli moją czarną dłoń sami szybko zebrali się na równe nogi, a tylko Harry leżał obolały z miną jakby wąchał brudną skarpetkę. W sumie kto wie czy skarpetka noszona przez jego kumpla była czysta. Ale pomińmy ten niewzruszający fakt. Niebieskooki i Lou postawili go do pionu. Kędzierzawy, brązowowłosy i ciemnooki stali obok Louisa i Nialla. Tuż za nimi znajdowała się ja.
- Kto tak wypolerował te schody ?! Przecież się zakłada na nie dywaniki! - krzyknęła trójca.
- Na mnie nie patrz, miałem dyżur trzy dni temu - tłumaczył się głodomorek.
- Co to złego to nie ja, polerowałem je przedwczoraj - zadowolona z siebie marchewa  rzekła. Taki pseudonim wymyśliłam Louisowi, który potrafi zjeść ze trzydzieści marchewek jednego dnia.
Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na mnie. No tak skoro nie oni to pozostałam tylko ja. Uśmiechnęłam się do nich, tworząc słodkie oczka.
- To ona ! - pokazują palcem powiedział jak z horroru zielonooki.
- Ktoś musi sprzątać ten syf - obojętnie bąknęłam wychodząc po schodach, które na prawdę były śliskie, bo nogi rozchodziły mi się tworząc szpagat. Sama byłam w skarpetkach, szybko próbując wyjść kładłam po woli stopy. Już prawie upadłam, jednak dłońmi przytrzymałam się jednego ze schodów i wychodziłam na czworaka. Za mną szli chłopcy, którzy rozkładali dywany. Dumna z siebie wyszłam i gdy już miałam kierować się w stronę toalety, by zmyć to wszystko z siebie ktoś złapał mnie za dłoń, mocno przyciągając w swoją stronę. Znieruchomiałam widząc, że ktoś trzyma mnie w objęciach. Oczywiście lubię jak ktoś mnie tuli, no ale nie do nagiego torsu i w samych gatkach - nie byłam przyzwyczajona do czegoś takiego i czułam się niekomfortowo, gdy pozostali stali przede mną. Próbowałam się wyrwać ale na nic. Moje plecy delikatnie stykały się z ciałem Zayna, bo jako jedyny nie stał z nimi, więc to musiał być on. Niech się cieszy, że nie wtulił moją twarz w swoją klatę, bo już dawno miałby ją wybrudzoną. Czwórka One Direction wybuchnęła ogromnym śmiechem widząc moją twarz. A przez chwilę o niej zapomniałam. Popatrzyłam na nich spod byka.
- Hhahha , ale śmieszne - przedrzeźniałam się im.
- Kobieto Ty siebie nie widzisz, ale żałuj - przerywając śmiech powiedział pożeracz marchew. Wywróciłam oczami, czując, że uścisk mulata poluzował się. Szybkim ruchem wyrwałam mu się, podbiegając do chłopaków, wtulając przy tym do siebie ich nagie klaty. Na całe szczęście tej ziemi na moim ubraniu było dużo więc wszyscy byli ubrudzeni.  Odskakiwali ode mnie jak poparzeni - usta bolały mnie już ze śmiechu.
- Zwariowałaś? , - Ja pierdole! , - Mydło!, - Co to smoła?! - wkurzeni wrzeszczeli.
- Poważnie? Smoła? Hahhaha - śmiał się brązowooki. Podeszłam do niego, widząc mnie wyszczerzył oczy i już miał uciekać lecz tym razem to ja przyciągnęłam go w swoim kierunku, złapałam za policzka i zostawiłam na nich czarne ślady. Uśmiechnęłam się i odeszłam. Przemyłam zabrudzone ciało, spojrzałam na siebie w lusterku. Przyznam, że wyglądałam prześmiesznie. Na czole odbita dłoń, policzka oznaczone trzema palcami jakbym szła na jakąś wojnę. Nie naruszając makijażu zmywałam to z siebie. Trochę się rozmazałam ale szybko naprawiłam szkody. Słyszałam jak ktoś dobija się do ubikacji. O ile dobrze kojarzę głosy był to Styles.
- Przecież masz durniu ubikację w pokoju! - krzyknęłam.
- Drzwi się zatrzasnęły. No weź to parzy!! - głośno się zaśmiałam.- Łośku to jest ziemia z doniczki a nie rozgrzana smoła - zapewniałam go. Owinęłam prawie nagie ciało w ręcznik i wyszłam.
- Proszę Cię bardzo - odparłam.
- Jaki masz śliczny ręcznik - powiedział zbliżając się w moją stronę.
- Nawet o tym nie myśl - warknęłam. Wiem, że pociągnął by za niego, wówczas jakże okazale prezentowałabym koronkową bieliznę. - Biegłam w stronę pokoju a ten zboczeniec podążał za mną.
- Już cię na parzy? - oschle powiedziałam zatrzaskując mu przed nosem drzwi.
- Ochłodziłaś mnie - zarzucił żartem.
         Podążyłam do szafy, wybrałam podkoszulek na ramiączkach, ćwiekowane, krótkie, czarne spodenki i czerwone tenisówki. Założyłam ubranie na siebie, zabrałam się za czesanie włosów.
Wyciągnęłam wypełniacz do koków i uformowałam go. Na samym początku kompletnie nie wiedziałam jak mam niby zrobić takiego koka jak ukazują krok po kroku w internecie. No ale zabłysnęłam inteligencją i jakoś sobie poradziłam. To nie jest wcale takie skomplikowane, wystarczy tylko ruszyć głową. Wzięłam czarny plecaczek i zapakowałam rzeczy. Gdy sprawdziłam czy wszystko mam, wykonałam połączenie do Danielle.
- Halo - zaspana syknęła. Przecież nie jest wcale wcześnie, wręcz przeciwnie, bo dopiero co wybiła godzina druga po południu.
- Obudziłam cię ? Przepraszam, nie sądziłam, że tak długo śpisz - powiedziałam uśmiechając się przy tym.
- Nie, miałam już wstawać. Troszkę sobie wczoraj pobalowałam.
- No chyba, że tak. Masz może dzisiaj czas?
- Mam i kompletnie nie wiem co robić ze sobą. Dzwoniłam do Patrycji i może przyjechać ale dopiero za cztery dni. Mówiła, że ma ważne sprawy, chociaż wyczuwałam kłamstwa w każdym słowie. Nie wypytywałam jakie, może faktycznie coś ważnego jej wypadło..
- Aha. Dobrze się składa, bo jadę z chłopakami pod namioty i może pojechałabyś z nami?
- Oczywiście, jeżeli nie będę przeszkadzać.
- Ty? Przecież jesteś taka spokojna - zaśmiałam się.
- Nie znasz powiedzenia, że " cicha woda ostre brzegi rwie "? - dodała zadowolona.
- Hahha, w twoim wypadku również tak jest?
- Chyba.. A tak w ogóle na jeden dzień wyruszamy ?
- Wiesz sama nie wiem, jednak coś mi się wydaje, że dwie noce tam spędzimy, bo zanim cokolwiek zajarzą jeden dzień przeminie bardzo szybko - odpowiedziałam.
- Najprawdopodobniej tak będzie. Czekaj to dzisiaj jedziemy ?! - krzyknęła przerażona.
- Tak - krótko odpowiedziałam.
- Muszę się szybko spakować, co ja mam wziąć?! Kosmetyki? Suszarkę? Pastę do zębów?! - wrzeszczała sapiąc. Pewnie latała po pokoju pakując co popadnie.
- Wiesz z suszarki to raczej nie skorzystasz bo tam prądu złociutka nie ma. Poza tym, głowy raczej w rzece nie umyjesz, więc weź suchy szampon do włosów - orzeźwi Ci je - zapewniałam.
- Racja! - krzyknęła przewracając coś.
- Auć !!
- Co jest ?! - przerażona głośno krzyknęłam.
- Wleciałam w drzwi, przewróciłam się, a upadając na podłogę zwaliłam doniczkę z kwiatem i teraz jestem cała brudna.. - dodała rozzłoszczona.
- Coś o tym wiem.. - mówiłam twierdząco kiwając głową.
- Kończę bo muszę się ogarnąć. Do zobaczenia o.. - przerwałam jej.
- Za dwie godzinki wpadniemy po Ciebie.
- Okey - rozłączyła się.
       Zabrałam plecak i zeszłam do kuchni, pozostawiając go na kuchennym blacie. Wyciągnęłam mleko, płatki i zaczęłam przyrządzać sobie śniadanie. Zamyśliłam się a słysząc kogoś jęk podskoczyłam gwałtownie wciągając powietrze.
- Cholera, durne progi! - syknął Hazz.
- Ale mnie przestraszyłeś.. Głąbie patrzy się pod nogi - wypuszczając powietrze wskazałam mu palcem podłogę.
- Wypatrywałem twój śliczny ręczniczek. Tak między nami gdzie on jest ? - dodał marszcząc czoło.
- Dureń.. - sapnęłam.
- Każdy kocha durniów maleńka - usiadł obok mnie, kradnąc mój posiłek.
- Weź sobie zrób ok? - wyrwałam mu płatki.
- Ale twoje zawsze jest takie dobre, no weź podziel się! - przyciągnął miskę do siebie, nabierając na łyżkę płatki i gdy już miał je zjeść wyprzedziłam go, zjadając mu je.
- Franca - próbował cokolwiek zjeść lecz porwałam miseczkę i tak o to zaczęła się bitwa tak na prawdę o nic. Biegałam po całym mieszkaniu wylewając cała zawartość płatków a chłopak gonił mnie z łyżką, wrzeszcząc " jeść, dwaj jeść ! " - przerażał mnie.
- Zrób sobie, to moje! -brnęłam w jego gierkę. Przecież Liam mnie obroni, nie pozwoli bym była głodna.- przyszło mi na myśl.
- Liam, ratuj ! - krzyknęłam desperacko stojąc w kącie salonu. W ostatnim momencie źle skręciłam i zielonooki dumnie kroczył w moją stronę. Zza drzwi wyłonił się Liaś ale gdy ujrzał łyżkę, zaczął biegać po całym mieszkaniu piszcząc, chociaż nikt go nie gonił. Kurcze, nie przemyślałam tego.. To po mnie. Zaraz, zaraz jeszcze Niall mi pomoże.
- Niall, jedzenie!! - w mgnieniu oka wleciał do pomieszczenia blondas, który nie zauważył przed sobą loczka, przewrócił go i podbiegł do mnie.
- Gdzie ? - krzyknął zdezorientowany.
- W lodówce jest pełno - z uśmiechem powiedziałam. On tylko spojrzał na mnie jak na głupią i poszedł w wskazane miejsce. Kątem oka widziałam jak wyciąga talerz kanapek, zajadając się nimi. Pojęcia nie mam czy są świeże - nic mu się nie stanie, ma odporny żołądek, bo albo je coś co powinno pójść do wyrzucenia lub miesza różne składniki, nie wymiotując potem. Powinien udać się do jakiegoś reality show, np: "Nieustraszeni" - na pewno by wygrał, przecież on wszystko pożera.
Podeszłam do Stylesa uśmiechając się z satysfakcją, że przegrał.
- Ouu - zawyłam tworząc smutną minkę. Szybko wstał i miał zamiar mnie złapać, jednak prędko uciekłam. Zdążyłam wyrwać mu łyżkę. Pobiegłam do pokoju jedzą przy tym - robiłam mu to na złość, wkurzony podążał nadal za mną.  W ostatniej chwili wparowałam do jakiegoś pokoju, zamykając przed nim drzwi. Odetchnęłam z ulgą gdy nagle z ubikacji wyszedł Louis. Na moje szczęście był już ubrany.
- Przepraszam, że bez pukania ale uciekałam przed Harrym - tłumaczyłam się z własnej bez szczelności.
- Nic się nie stało. Gotowa ? - zmienił temat.
- No jasna sprawa. Ale wiesz, że jedziemy za niecałą godzinę? - spytałam.
- Co? Przecież za dziesięć minut będzie szesnasta - zrobiłam wielkie oczy i wyparowałam z pokoju przewracając loczka. Jak ten czas przeminął, zapomniałam normalnie o wycieczce.
- Przepraszam Cię bardzo, ale zaraz jedziemy a ja jeszcze jestem głodna. Przez Ciebie, bo jadłam za szybko! - chłopak słysząc słowa, że mamy jechać zebrał się na równe nogi, wyprzedzając mnie wpakował się do pokoju. Widziałam jak pakuje rzeczy do torby podręcznej. Nie widział, że przypadkiem wpadła mu do niej lampka nocna... Nie będę mu mówić, niech dźwiga.
       Liam, Niall i Zayan czekali na nas w salonie. Zszedł do nich Lou, więc i on był gotowy. Tylko jeszcze laluś i głodna Majka.. Wparowałam przez salon do kuchni powodując śmiechu u chłopców i szybko wyciągnęłam dwie kanapki, które pozostawił Niall. Może i były nieświeże ale co tam, nie było czasu.
- Jakbym widział Ciebie - śmiał się Tomlinson pokazując na Horana, który pękał ze śmiechu.
- Dobra, dobra głodna byłam tak? - usiadłam obok nich kończąc jeść. Kurcze na prawdę zamieniłam się w niebieskookiego.
- Teraz wiesz jak się cały czas czuję - ruszając śmiesznie brwiami powiedział głodomorek.
- Tak, tak .. - miałam jeszcze coś powiedzieć, gdy ze schodów znowuż to spadł Harry, nie z mojego powodu, bo dywaniki są tylko tak mu się śpieszyło. Wszyscy wstali i ruszyli w kierunku dużego samochodu - muszę im jeszcze powiedzieć, że Danielle jedzie. Zgodzą się na pewno, bo bardzo lubią towarzystwo dziewczyn. Pomogłam wstać kalece.
- Em, coś Ci się buty pomyliły - skomentowałam widząc, że ma jednego innego. Szybko poleciał na górę, zmienił i wyparował na zewnątrz.
- Szminki nie wzięłam!- chciałam jeszcze pójść po nią, jednak kędzierzawy pociągnął mnie za plecak, tak, że wylądowałam pupą na podwórku.
- Kurde !! Zabiję Cię normalnie! - wstając i trzymając się za obolałe miejsce krzyknęłam. Ten głupio się uśmiechnął, zamknął drzwi i ruszył do samochodu. Jako że wsiadaliśmy ostatni, to miałam miejsce koło niego. Popchnęłam go w kierunku szyby, bo przecież jeszcze Dan musi gdzieś siąść.
- Co ty się tak pchasz ? - zapytał.
- Właśnie, czy mogłaby jechać z nami jeszcze moja przyjaciółka? - robiąc słodką minę pytałam.
- Jasne, nie ma problemu - powiedzieli jednakowo.
- Ooo zazdrosna jesteś o mnie i nie chcesz bym obok niej usiadł? - szczerząc się rzekł laluś.
- Och mój Ty miły, zapomnij - kiwając palcem powiedziałam oschle. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a brunet zamilkł, odwracając twarz. Podałam marchewie adres koleżanki, gdyż to on kierował. Po paru minutach podjechałyśmy, widziałam zdyszaną Peazer, która szybko wpakowała się do samochodu.
- Następnym razem poinformuj mnie wcześniej bo ledwo co się wyrobiłam - powiedziała nabierając powietrza.
- Tak w ogóle jest Danielle Peazer, przyjaciółka Majki - rzekła witając się z chłopcami. Gdy ujrzała Liama aż się zaczerwieniła, jednak uprzejmie podała mu rękę.
- Co jest ?- powiedziałam do niej cicho.
- To on przyszedł mi wtedy pomóc - patrząc się w ziemię odpowiedziała. Chłopak chyba jej nie poznał, bo szybko wrócił do poprzedniej rozmowy z Malikiem.
- Łoo, coś mi się jednak wydaje, że nie pamięta tego zdarzenia - szeptałam nadal.
- No przecież jest sławny, po co miałby przyznawać się do tego, że uratował jakąś tam zwykłą dziewczynę - smutno bąknęła wpatrując się przez okno. Całą drogę milczała, starałam się również mało co mówić ale cały czas zaczepiał mnie lokowaty.
- Cholera przypierdolę Ci zaraz, aż się loki zatrzęsą ! - wyprowadził mnie z równowagi.
- Majka zamień się miejscem bo jeszcze się pozabijacie - rzeknął Liam.
- Niee krzyczał Hazza trzymając mnie za jedną nogę.
- Weź spadaj - powiedziałam wyrywając mu się. Usiadłam obok mulata, który siedział na jednym z dwóch siedzeń. Uśmiechnął się do mnie - odwzajemniłam gest. W przodzie siedział Louis i Niall, za nimi ja wraz z ciemnowłosym a za nami siedział Harry, Liam, Danielle, której było trochę przykro z zaistniałej sytuacji. Chciałam coś do niej mówić ale wkurzający gość cały czas myślał, że mówię to do niego. Specjalnie to robił, siedziałam naburmuszona.
- Mówiliście wujkowi, że jedziemy? - czemuż to nie pomyślałam o tym wcześniej.
- Tak - powiedział mój towarzysz.
- Powiedział, że bez żadnego sexu a szkoda, bo nakupiłem tyle prezerwatyw.. - burknął smutny lokers.  Nie chciało mi się mu już dogadywać i nic na to nie odpyskowałam. 
- Na jeden dzień tam wyruszamy ? - przerywając ciszę spytała Dan.
- Raczej trzy dni tam spędzimy - odpowiedział zwrócony w jej kierunku Liaś. Zawstydzona wydukała tylko ciche " aha ".  Po jakże męczącej prawie czterogodzinnej podróży dotarliśmy na miejsce. Mieszkaliśmy w mieście a chcą ruszyć w jakieś sensowne miejsce do biwaku musieliśmy udać się w dość dalekie terytoria. Normalnie aż brakowało mi tchu - było cudownie, chociaż jest to las jak zwykły inny to i tak miejsce mieliśmy niesamowite. Niedaleko znajdował się wodospad, więc słychać było przecudowny szum wodny, kropelki, które dźwięczały wpadając do rzeczki. Świergot ptaków, które zamieszkiwały las. Pełno wysokich drzew i ten cudowny zapach. Uwielbiałam tak spędzać czas, ale na noc jeszcze nigdy nie zostawałam, prawdę mówiąc bałam się myśli co zrobię, gdy będą wyładowania atmosferyczne. Nie chodzi mi tutaj o grzmoty, bo wówczas umarłabym z przerażenia, gdyż w lesie panuje echo. Błyskawic również się boję, ale gdy są na prawdę przerażające. Zwykłe proste cięcia na niebie mogą być - lubię popatrzeć jak rysują one linie na zachmurzonym niebie, gdzie po chwili pojawiają się cudowne gwiazdy. Kocham się w nie wpatrywać i nadal wierzę, że gdy ujrzę spadającą gwiazdę marzenie się spełni. Może i jest to głupie, przecież jestem duża, no ale jednak coś z małolata u mnie pozostało.
Wysiedliśmy zabierając bagaże. Biedny Harry pokapował się, że zabrał lampę i wkurzony rzucił ją do bagażnika. Znajdowaliśmy się tutaj sami, chłopcy mówili, że często jest tutaj pełno ludzi, no ale teraz nie ma ich w ogóle. I bardzo dobrze, nie będą słyszeć moich wrzasków na lalusia.
Mężczyźni wyciągnęli  trzy namioty. Fajnie, obym tylko nie dzieliła jednego z tym pacanem. Zaczęli
je rozkładać, a ja wraz z loczkowatą siedziałyśmy na kłodzie oglądając ich zmagania. Harry i Niall nie mieli bladego pojęcia jak się za to zabrać. Natomiast Liam uporał się z tym w niecałe 4 minuty. Chłopcy patrzyli na niego z zazdrością, próbowali podpatrzeć jak on to robi, jednak dla nich był za szybki. Mulat z jasnookim zbierali drzewo na ognisko. W końcu jakoś rozłożyli go - na nasze szczęście bo ściemniało się. Rozpaliliśmy ognisko, pichcąc nad nim pianki. Horan obłożył nimi chyba cały swój kij.. Pośpiewaliśmy, powygłupialiśmy się w końcu przyszła pora na spanie. Było już dosyć późno. Dan spała mi na kolanach, Hazza wpatrywał się w tablet, Niall nadal jadł pianki a pozostali spierali się nad czymś.
- Kto z kim dzieli namiot ? - powiedziałam ziewając.
- I o to była cała kłótnia - dodał naburmuszony Bad boy.
- Ty masz z Harrym i Niallem , Zayn z Louisem, Daniell ze mną - wytłumaczył nam Liam.
- Co kurwa ? Że niby mam spać z nim ? - wkurzona mówiłam pokazując na "współlokatora", który nic sobie z tego nie robił. No tak on się cieszył, mi do śmiechu nie było.. - I dlaczego my mamy spać w trójkę? .. - Kto tak wymyślił? - zdziwiona kontynuowałam.
- Losowaliśmy, gdy przysnęłaś sobie na chwilę - oj teraz to mnie jeszcze bardziej zdenerwowali. Zaczęli beze mnie ? Chamstwo.. - Mogliście mnie obudzić i chociaż zapytać o zadnie czy mi w ogóle pasuje! - krzyknęłam odchodząc w przeznaczone miejsce spania. Byłam strasznie zła, nie z powodu towarzysza ale, że pominęli mnie. Przykro mi było, że moje zdanie się nie liczy. Wyciągnęłam śpiwór i położyłam się do spania. Po chwili wpadł Harry, który również uczynił to co ja. O dziwo nie dokuczał mi, więc coś mu nagadali.
- Dobranoc - uśmiechnęłam się w jego stronę. Dlaczego miałabym być aż tak niemiła dla niego jak nie jest temu winien? Musimy się jakoś znosić, no cóż..
- Dobranoc kochanie me - posłał mi buziaka. Zignorowałam to co powiedział. Do namiotu wparował przygnębiony Horanek. Przygotował sobie miejsce do spania po mojej prawej, więc spałam w środku, gdyż Hazz był po lewej. Wygodnie się usadowił po czym zerknął w moją stronę.
- Jesteś na mnie zła? - ujrzałam smutek wymalowany na jego twarzy.
- Na Ciebie?! Niby o co? - zdziwiona spojrzałam w stronę chłopaka.
- No bo.. - zamilkł na chwilę, po chwili przemówił na nowo: - Mieliście dzielić te miejsce tylko we dwójkę, a ja pomyślałem, że będzie Ci głupio samej być z loczkiem, więc postanowiłem przekonać chłopaków bym mógł z wami być. Zaynowi się to nie podobało, bo sam chciał to zaproponować ale go wyprzedziłem i nie mam bladego pojęcia o co się spina. Przepraszam, że wepchałem się.. - on na prawdę myślał, że jestem na niego obrażona o to, że umili mi pobyt tutaj? Ma rację, że z Stylesem miałabym nie małe kłótnie, a swoją osobą tylko polepszy sprawę. Wpadł na cudowny pomysł, szkoda tylko mi Malika, chciałabym aby zamienił się miejscem z lalusiem, no ale.. Przybliżyłam się do blondasa i przytuliłam go.
- Co ty za brednie gadasz?! Przecież sprawiasz mi radość swoim towarzystwem. Mogę się z tobą pośmiać i zjeść na prawdę coś pysznego no i czasami nieświeżego - dodałam ze śmiechem. - Dziękuję, że pomyślałeś o mnie.
- To teraz będę Cię wyżywiał, wiesz mam ukryty prowiant - odparł z szerokim uśmiechem.
- No to z głodu przy Tobie nie umrę. Dobranoc - położyłam się.
- Dobranoc - powiedział. Bardzo szybko usnął, gdyż mlaskał jak z dnia, w który to usnęliśmy wszyscy w łóżku Louisa. Gdy już odpływałam coś przygniotło moje nogi. Złapałam szybko za latarkę świecąc w miejsce, w którym to coś na mnie leżało. Ujrzałam nogi Harrego.  Próbowałam go obudzić, ale spał jak skała. Zwaliłam jego nogi lecz on nadal pchał się na mnie. No to szykuje się mi zajebista noc.. Nie dosyć, że będę obolała to jeszcze uszy pękają mi od głosu mlaskania Nialla. Zakryłam twarz poduszką próbując zasnąć.


Z perspektywy Nowak: 

     Ze snu wybudził mnie dzwonek mojej komórki. Miałam nie odbierać, ale ujrzałam nieznajomy numer, więc nacisnęłam zieloną słuchawkę z myślą, że dzwoni ktoś w ważnej sprawie.
- Cześć Pati, z tej strony Danielle Peazer, pamiętasz mnie jeszcze ? - od razu skojarzyłam osobę. Tak łatwo kogoś ważnego się nie zapomina. Przed oczami wyobraziłam sobie wysoką dziewczynę w długich, kręconych włosach. Tak dawno jej nie widziałam, tęskniłam od momentu, gdy urwał nam się nam kontakt. Słyszałam, że jest niesamowitą tancerką, więc może nie chciała przyznawać się do nas. Przecież jesteśmy zwykłymi dziewczynami, które kiedyś bardzo ją kochały. No ale sława często zmienia ludzi, jednak nie w tym wypadku, z czego jestem bardzo zadowolona.
- No oczywiście, że Cię kochana pamiętam! - krzyknęłam ucieszona.
- Myślałam, że będziesz zła, tak długo się nie odzywałam przepraszam Cię bardzo, ale okradli mnie.. - wysłuchałam jej historii o tajemniczym bohaterze, który ocalił ją przed złodziejem, jednak nie zdążył odzyskać torebki. Dziwiło mnie czemu odszedł bez słowa, które ona miała tysięcy by mu podziękować. - Coś Ty.. Wiesz jak długo czekałam na ten moment? I teraz tak po prostu miałabym olać Ciebie, za to, że jakiś łotr Cię okradł? - kontynuowałam.
- Masz może jakieś plany na koniec lipca? - wypytywała. Tak szybko upłynął prawie cały lipiec. Zostały nie całe dwa tygodnie do końca tego miesiąca. Tak długo nie ma Majki.. Tęsknie cholernie za nią, kurwa czemu jestem taka bezradna! Przecież mogę coś zrobić, muszę..
- Nie.. - krótko odpowiedziałam.
- To może wpadłabyś do Londynu pomieszkać trochę ze mną co? Robiłybyśmy dawniejsze rzeczy, wygłupy i w ogóle, plis - prosiła, w prawdzie jest to bardzo kusząca propozycja, mogę wszystko naprawić. Spotkam gdzieś kochaną przyjaciółkę i będę odbudowywać wszystko od nowa.
- Jasne. Może tak za jakieś cztery dni przylecę? - może ciut za szybko, ale tutaj nic mnie nie trzyma.
- Pewnie! - krzyknęła uradowana.
- To do zobaczenia - rzekłam.
- Do miłego! - pełna szczęścia mówiła a po chwili rozłączyła się.

     Widząc, że nie jestem u siebie, przypomniałam sobie wczorajszą sytuację. No tak, ktoś weźmie mnie za gówniarę, która chciała się zabić. Zresztą nie obchodzi mnie to i tak wkrótce stąd się wynoszę. Starsza pani, która okazała się na prawdę bardzo ciepłą osobą chyba spała, ponieważ nikt prócz mnie nie krzątał się po mieszkaniu. Nie chciałam grzebać po lodówce, więc pomimo doskwierającego głodu, wolałam poczekać, aż kobieta wybudzi się i da zgodę na to bym cokolwiek zjadła. Mogłabym opuścić jej mieszkanie, ale szczerze mówiąc nie chcę wracać do samotnego mieszkania, strasznie ją polubiłam. Otoczyła mnie miłością ale nie taką jaką darzyła mnie Maja. Przez chwilę poczułam, że łączą nas ogromne więzi. Odczuwałam matczyną miłość, no ale niby jak? Przecież zupełnie jej nie znam, poza tym, że pomogła mi w bardzo trudnej dla mnie sytuacji, która i tak nie odeszła. Wstałam z kanapy i podążyłam przed siebie. Otworzyłam stare drzwi  i weszłam do środka jednego z pomieszczenia. Może było to niemiłe, no ale nie chciałam już siedzieć w jednym miejscu, a moja ciekawość dawała za wygrane. Tylko się rozglądnę, nic więcej.. Moim oczom ukazał
się brązowy pokój, który nie był urządzony nowocześnie. Pełno artystycznych obrazów, które cechował chaos, figury geometryczne ale ujrzałam również powieszony na ścianie czarno-biały portret. Za pewnie była to fotografia z jej ślubu, gdyż dziewczyna miała na sobie długą, śnieżnobiałą suknię ślubną, welon oraz czerwone róże, które najbardziej zwracały na siebie uwagę, być może dlatego, że były najciemniejsze z całego zdjęcia. Obok niej stał mężczyzna o brązowych włosach - przeraził mnie tym iż miał identyczne znamię na palcu jak ja. Nie wiem czemu ale wydawało mi się, że rysy twarzy są bardzo zbliżone do moich. Był ubrany w garnitur a na szyi miał przypiętą muchę. Wszyscy byli uśmiechnięci - nie dziwię się, przecież to jest wyjątkowy dzień. Zadziwia mnie jedna myśl - skądś ich kojarzę, ale bladego pojęcia nie mam skąd.. Może tylko mi się wydaje, no nie wiem..
Zauważyłam na szafce szachy - zagrałabym sobie ale zbytnio nie mam z kim. Usiadłam na krześle, które skierowane było centralnie na okno. Rozświetliło całą moją twarz - a ja bezwładnie osunęłam głowę przyglądając się wszystkiemu na zewnątrz. Ponura pogoda wprawiała każdego przechodnia w stan pogardy. Nie mieli humoru, a innymi się nie przejmowali. Nie mieli ochoty na nic - ja również. Czekali na słońce, nie wiedząc kiedy nadejdzie. Rozmyślałam jak zmienić wszystko, przecież zawsze powinno się żyć jakby nie było jutro a teraz?  W końcu się poddaję ? Nie walczę ? Nie krzyczę ? Nie płaczę ? Patrzę obojętnym wzrokiem na to co mnie otacza i nie potrafię już zrozumieć o co było to zamieszanie. Nie interesuje mnie już czy ktoś odejdzie, albo czy ktoś może mnie zranić. Zgadzam się na wszystko, na to co złe - jak i na to co dobre.



-----------------------------------------------------------------------------------------

 Bardzo przepraszam, że dopiero teraz dodaję rozdział lecz miałam ograniczony czas siedzenia w ogóle na komputerze :C. Ale sądzę, że wybaczycie mi oto tym postem, gdyż "prawie" nie ma w nim smutku. No tylko ciut u Patrycji, ale za to króluje tutaj śmiech. Jest mnóstwo dialogów także oby wam się spodobało - jest dłuższy, starałam się .
Przepraszam za wszelkie błędy gdyż nie przeanalizowałam jeszcze posta.
Dziękuję za 20 obserwatorów za prawie 5000 wyświetleń - DZIĘKUJĘ ;* !
Za te wszystkie komentarze, które nadal przybywają.
Cieszę się z każdego i proszę o następne a zwłaszcza tych, którzy czytają ale nie za bardzo chcą zostawić opinię - nawet nie wiecie ile szczęścia dajecie mi tymi wypowiedziami.
Do następnego !;*
Pozdrawiam.



Zachęcam do komentowana i zaobserwowania ! ;)  - Byłoby miło. 

Szablon wykonany przez Lady Spark